W roku 1972 pewien francuski naukowiec pobrał próbki uranu z kopalni znajdującej się w Oklo – niewielkiej miejscowości położonej w Gabonie w środkowej Afryce. Wtedy to odkrył on coś niezwykłego. W kopalni znajdowało się znacznie mniej uranu, niż powinno. Mówimy tutaj o zgubie, dzięki której bylibyśmy w stanie stworzyć sześć bomb atomowych. Stężenie substancji uran 235 – w złożach na całej naszej planecie – powinno wynosić dokładnie tyle samo – czyli 0,72%. W tym przypadku było jednak inaczej, ponieważ wynosiło ono zaledwie 0,717%. Być może na pierwszy rzut oka wydaje to się małą ilością, lecz – biorąc pod uwagę rozmiary kopalni w Oklo – w tym wypadku jest to jakieś 200 kg. Po jakiś dwóch tygodniach rozmyślań i poszukiwań zaginionego uranu 235 naukowiec doszedł do wniosku, że przepadł on na zawsze – jakieś 2 miliardy lat temu.
Co jednak najciekawsze w tej całej historii – francuskiemu naukowcowi udało się znaleźć dowody na to, że w kopalni musiał znajdować się „naturalny reaktor atomowy”. Znaleziono tam bowiem wyraźne dowody na to, że musiała zajść tam reakcja rozszczepienia uranu 235 – taka sama, jak zachodzi w reaktorach jądrowych, czy bombie atomowej. Niektórzy fizycy twierdzą, że to jak najbardziej mogło mieć miejsce. Aby taka reakcja – jak w reaktorach jądrowych – mogła zajść, muszą zostać spełnione 3 ważne warunki: potrzebujemy atomu (który moglibyśmy rozszczepić), potrzebujemy neutronu (dzięki któremu owo rozszczepienie zajdzie) i potrzebujemy czegoś, dzięki czemu będziemy w stanie kontrolować całą reakcję. Wygląda na to, że kopalnia Oklo spełniła wszystkie trzy warunki.
Tak w skrócie – atom uranu 235 pod wpływem neutronu staje się tak niestabilny, że rozszczepia się, wydzielając tym samym potężne dawki energii oraz kilka dodatkowych neutronów, które destabilizują kolejne atomy uranu 235 i powodują reakcję łańcuchową. Wygląda więc na to, że kopalnia uranu w Oklo miała atomy (do rozszczepienia) oraz neutrony. Jak to możliwe?
W tych czasach na Ziemi praktycznie w każdy miejscu znajdowały się „zdrowe” złoża uranu 235 na poziomie 3%. Kiedy jednak uran poleży odpowiednio długi czas, to zaczyna on rozpadać się na izotopy toru, a w tym procesie uwalniane są neutrony. Ok – mamy więc dwa pierwsze składniki, reakcja się zaczyna, co dalej? Neutrony uwalniane w naturalny sposób nie mają nad sobą żadnej kontroli i ulatują po prostu gdzieś w przestrzeń, bez uderzenia w kolejny atom i rozszczepienia go – tak działo się wtedy na całym świecie, tylko nie w Oklo. Dlaczego? Ponieważ w Oklo występował trzeci składnik – coś, co miało kontrolę nad całym procesem i spowalniało odpowiednio neutrony – woda.
Dzięki wodzie, neutrony spowalniały się na tyle, że miały odpowiednio dużo czasu, aby uderzyć w kolejne atomy, które z kolei wyzwalały więcej neutronów i tak rozpoczynały reakcję łańcuchową. Co jednak działo się z tą całą energią i dlaczego nie dochodziło do żadnego wybuchu? Po raz kolejny – dzięki wodzie. Woda przejmowała całą energię i podgrzewała się do temperatury wrzenia. Wtedy to cząsteczki wody poruszały się już zbyt szybko i nie były w stanie spowolnić neutronów, a więc ulatywały one (neutrony), nie destabilizując po drodze kolejnych atomów – cała reakcja więc ustawała. Po czasie jednak woda się ochładzała i cały proces zaczynał się od nowa – i tak w kółko przez setki tysięcy lat.
Ta naturalna elektrownia wyprodukowała w tym czasie takie pokłady energii, że byłaby w stanie zasilić tysiąc standardowych pralek przez całe eony – czyli niewyobrażalnie wręcz długo. Dlaczego więc ustała? Prawdopodobnie stężenie uranu 235 spadło tak drastycznie, że było ono już za małe, aby reakcja mogła dalej zachodzić.
Wydaje się to całkiem nieprawdopodobne, że natura pierwsza przeprowadziła kontrolowany proces rozszczepienia atomu, zanim my w ogóle istnieliśmy, jako gatunek.
Źródło: www.wiedzoholik.pl