W 1935 roku Reichsführer–SS Heinrich Himmler, Reichsbauerführer Richard Walter Darre oraz holenderski pseudonaukowiec Hermann Wirth założyli organizację badawczą „Ahnenerbe” — Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej, Niemieckie Dziedzictwo Przodków.
Kilka lat później uprościli nazwę na Stowarzyszenie Badawczo–Dydaktyczne Dziedzictwo Przodków, ale w sumie była to nieistotna lingwistyczna kosmetyka.
Organizacja ta przejawiała aktywność w różnych dziedzinach naukowych i pseudonaukowych.
Członkowie „Ahnenerbe” bardzo żywo interesowali się tematyką podziemnej krainy i współpracując z innymi nazistowskimi organizacjami — Towarzystwem Thule i Towarzystwem Vril, usiłowali odnaleźć drogę do Agharty.
Zorganizowali w tym celu kilka wypraw naukowych, między innymi do Indii, Tybetu oraz w rejony arktyczne (Agharta).
Ich zdaniem we wnętrzu naszej planety zamieszkuje wysoko zorganizowana cywilizacja, która schroniła się tam uciekając przed kataklizmami. Wysoki poziom rozwoju miało zapewniać mieszkańcom Agharty opanowanie kosmicznej energii o nazwie vril.
Dla wielu ludzi z drugiej połowy XIX wieku i początków XX wieku, mit Agharty przestał być mitem, a stał się rzeczywistością. Teoria ta zaciekawiła również Hitlera. Nic, więc dziwnego, że „Ahnenerbe” prowadziła intensywne działania poszukiwawcze.
Edmund Halley angielski astronom i matematyk, który żył na przełomie XVII i XVIII wieku. Odkrył istnienie eliptycznych orbit kometarnych. Aby udowodnić słuszność swojej koncepcji przepowiedział powrót komety, która znana jest dzisiaj jako kometa Halleya.
Halley był pierwszym uczonym, który założył, że nasza planeta jest pusta w środku! W 1692 roku napisał, że Ziemia jest skorupą grubą na 1000 kilometrów, w której znajduje się jądro o średnicy Merkurego. Jego zdaniem, jądro to ogrzewa i oświetla wewnętrzną część skorupy planetarnej i dzięki temu istniejące tam krainy mają swoją własną unikatową florę oraz faunę. Efekt polarnych zórz Halley objaśniał tym, że atmosfera „podziemna” wypływa na zewnątrz i świeci w zetknięciu z tą, którą oddychamy.
W kwietniu 1818 roku do Kongresu Stanów Zjednoczonych wpłynął list od emerytowanego kapitana piechoty Johna Clevesa Symmesa. Zawierał on informację, że Ziemia jest pusta w środku, a umiejscowione na biegunach otwory pozwalają przedostać się do jej wnętrza. Na poparcie głoszonej przez siebie tezy autor listu przytoczył opis masowej migracji ptaków w kierunku północnym. Według niego przyciąga je tam blask bijący z wnętrza naszej planety.
Symmes zwrócił się do Kongresu o pomoc w zorganizowaniu wyprawy badawczej. Był przekonany, że po dotarciu do osiemdziesiątego trzeciego stopnia szerokości geograficznej natknie się na ciepłą krainę, pełną bujnej roślinności oraz zwierzyny. Krainę, w której być może zamieszkują również ludzie. Niestety, Kongres nie podzielił optymizmu byłego żołnierza i pieniędzy nie wyasygnował.
W 1895 roku słynny norweski polarnik Fridtjof Nansen z zaskoczeniem zaobserwował świeże ślady lisa, biegnące wzdłuż osiemdziesiątego piątego równoleżnika! „Czy to zwierzę żyje w jakiejś oazie pośród wiecznego lodu?” — Zastanawiał się badacz. Z kolei w roku 1911 inny sławny odkrywca i zdobywca bieguna południowego — Roald Amundsen — znajdując się na Antarktydzie, siedemset kilometrów od morskiego wybrzeża, zaobserwował stada drapieżnych mew odlatujące w kierunku południowym. „Gdzie znajdą tam pożywienie?” — Zastanawiał się zdziwiony. Ale zostawmy na razie bieguny w spokoju! Wróćmy do opowieści o podziemnej krainie szczęśliwości, harmonii i miłości. Osobą, której zawdzięczamy pojawienie się, w tak zwanym szerszym obiegu, pierwszych informacji o Agharcie był francuski okultysta, markiz Alexandre Saint–Yves d’Alveydre.
Otóż d’Alveydre był autorem książki zatytułowanej: „Mission de l’Inde en Europeà” (1886). Opisał w niej dzieje Agharty oraz jej ustrój polityczny. Zejście części ludzi do podziemnych przestrzeni miało nastąpić około 3200 roku przed naszą erą i stanowiło początek nowej ery, zwanej Kali Yuga…
Według autora przewyższają oni zwykłych ludzi zarówno pod względem technologicznym, jak i moralnym oraz społecznym. Ustrój społeczny Agharty, według d’Alveydre’a, funkcjonuje w oparciu o zasadę synarchii, czyli przeciwieństwo anarchii. Podziemne państwo rządzone jest przez Brahmatmę — istotę o niezwykłych mocach, której pomocnikami są Mahatma i Mahanga. Raz na jakiś czas Agharta wysyła na powierzchnię Ziemi wysłanników, których zadaniem jest ocena poziomu rozwoju ludzkiej cywilizacji.
I dopiero wówczas, kiedy mieszkańcy naszego świata stworzą rząd działający na zasadach synarchii, Agharta nawiąże kontakt z ludzkością i podzieli się z nią swą niezwykłą wiedzą techniczną i technologiczną.
Przekazy o podziemnych krainach były obecne w ludzkiej kulturze od czasów starożytnych. Gilgamesz — bohater sumeryjskiego eposu, w odwiedziny do swego przodka Utnapisztima udał się pod ziemię. Tam również trafił Orfeusz w poszukiwaniu swej ukochanej Eurydyki.
Zresztą tunele, labirynty i podziemia odgrywały, jak to się mówi „od zawsze” drugorzędną rolę w mitologii Azji, Europy, Ameryki oraz Afryki. Wiele legend i baśni opowiada o mieszkańcach podziemnego świata lub zagubionych ludach. Takie elementy można znaleźć w opowieściach ludów Tybetu, Chin, Kaszmiru, Persji, Ałtaju, Syberii, Uralu, Kaukazu, Rosji, Litwy, Węgier, Niemiec, Francji i Polski.
Relacja kartagińskiego nawigatora z 500 roku przed naszą erą, który w swoim dziele „Periplous” napisał, że słyszał opowieści o mieszkańcach podziemnej krainy, którzy przewyższają zwykłych ludzi i którzy „umykają szybciej niż konie”, jeśli próbować podążyć za nimi w głąb tuneli.
Platon pisał o tunelach wewnątrz ziemi oraz władcy, który „siedzi w centrum, na pępku ziemi; objaśnia religię całemu rodzajowi ludzkiemu”.
Był jeszcze Pliniusz. W „Historii naturalnej” napisał o mieszkańcach podziemnego królestwa, którzy zbiegli do krainy ciemności po zagładzie Atlantydy.
Skandynawskie Eddy wspominają o podziemnym mieście. W Mezopotamii wierzono w istnienie krainy Asar, a w starożytnym Egipcie krainy Amenti. Wspomina o niej „Księga Zmarłych”. W Azji Mniejszej po dziś dzień ludzie są przekonani, że istnieje Miasto Tajemnic — Szambala.
Persowie nazywają to miasto Alberdi lub Aryana… A jeśli kierować się zasadą, że w każdej legendzie jest ziarno prawdy…
Dzieło markiza d’Alveydre jest bardzo ciekawe ze względu na to, że jego oryginalne dzieło zachowało się tylko w kilku egzemplarzach. Autor kazał zniszczyć cały nakład tuż po wydrukowaniu. Podobno został ostro upomniany przez tajemniczego Hindusa, który przybył do Paryża, tuż przed planowanym ukazaniem się książki.
Faktem jest, że później aż do śmierci nawet słowem nie wspomniał o Agharcie. A przecież wcześniej twierdził, że stamtąd promieniuje na ludzkość wiedza i mądrość. Z podziemnego królestwa mieli przybyć na Ziemię „boży wysłannicy”, tacy jak: Orfeusz, Mojżesz, Jezus. Okazuje się jednak, że markiz Alexandre Saint–Yves d’Alveydre wcale nie był jedyną osobą, która w XIX wieku pisała, o Agharcie. Nieco wcześniej temat ten poruszała przynajmniej trójka autorów. Pierwszym z nich był Louis Jacolliot. Człowiek ten długo przebywał w Indiach i na bazarach Kalkuty usłyszał podawaną z ust do ust historię o podziemnym królestwie, które jest położone gdzieś na północy.
Później dowiedział się jeszcze o sieci tuneli, która rozciąga się pod Himalajami. Z relacji tubylców wynikało, że w owej krainie leżącej głęboko w czeluściach naszej planety mieszka „największy ze świętych mężów” wraz ze swymi wyznawcami. Jacolliot zebrał wszystkie te informacje, uzupełnił je wnikliwymi studiami nad pradawnymi, sanskryckimi zapiskami na liściach palmowych i udostępnił tę wiedzę na kartach wydawanych przez siebie książki. Aghartę nazywa wprawdzie Asgarthą, ale jego opis podziemnego królestwa jest zadziwiająco zbieżny z tymi, które przekazali inni badacze.
W pracy zatytułowanej „Agrouchada Parikshai” znalazł się na przykład fragment mówiący o tym, że podziemnej cywilizacji przewodniczy Brahma–atma, który kieruje Wtajemniczonymi. Kolejną osobą, która wspominała o Agharcie była córka rosyjskiego pułkownika Helena, która po mężu nazywała się Bławatska. Do wcześniejszych informacji Jacolliota dołączyła ona jeszcze jedną, bardzo istotną. Twierdziła, że podziemne państwo połączone jest z naszym światem licznymi tunelami, których wyloty znajdują się w wielu punktach świata. Co więcej, głosiła, że udało się jej zwiedzić przedsionek jednego z takich tajemnych przejść. Ciekawą postacią piszącą o Agharcie oraz o potężnieje mocy, jaką dysponują jej mieszkańcy był ceniony dziewiętnastowieczny pisarz Edward Bulwer–Lytton.
Dzisiaj jego twórczość jest już właściwie zapomniana, a z wielu powieści, które wydał, pamiętane są właściwie tylko dwie. Pierwsza to „Ostatnie dni Pompei”, która zawdzięcza popularność kilku ekranizacjom, natomiast druga nosi angielski tytuł „Coming Race”. Książkach ta zadziwiła i zafascynowała wielu ludzi. Jej narrator spotyka przedstawicieli rasy nadludzi, którzy mieszkają pod ziemią i dysponują tajemniczą siłą o nazwie vril.
Dzięki niej mają władzę nad każdą formą materii ożywionej oraz nieożywionej. Według narratora powieści społeczność zamieszkująca podziemia była pierwotnie ludem żyjącym na powierzchni Ziemi. W obawie przed kataklizmem o kosmicznej skali zeszli przed tysiącami lat w głąb naszej planety i zamieszkali w podziemnych pieczarach. Tam znaleźli nową ojczyznę. Odkrycie siły vril sprawiło, że stali się społeczeństwem egalitarnym i przewyższającym inne rasy, dzięki praktykowaniu zasad dzisiaj powiedzielibyśmy eugeniki.
To niewinnie brzmiące słowo pochodzi z języka greckiego. Eugenes oznacza dobrze urodzony. Wprowadził je do języka nauki Francis Galton, kuzyn Karola Darwina, w 1883 roku. Dotyczyło ono selektywnego rozmnażania zwierząt i ludzi w celu ulepszania gatunków. Z czasem wprowadzono pojęcie eugeniki pozytywnej, która zachęcała do wzmożonego reprodukowania się osobników wartościowych oraz eugeniki negatywnej, która stała na stanowisku, że reprodukcję osobników mniej wartościowych należy maksymalnie ograniczać.
W XX wieku zaowocowało to między innymi obłąkańczą teorią rasową hitlerowców i niemieckimi obozami koncentracyjnymi.
W czasach Lyttona myśl o ulepszaniu gatunku ludzkiego wydawała się odkrywcza, rewolucyjna i wspaniała. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że w takim sposobie rozumowania ukryte jest ziarno zbrodni. A wracając do powieści „Coming Race”… Dzięki kontaktowi z narratorem mieszkańcy podziemnego świata dowiadują się o istnieniu ludzkości, a jej kondycja moralna oraz cywilizacyjna bardzo ich interesuje. Bohaterowi udaje się uciec z czeluści i pod koniec powieści ostrzega czytelników, że gdyby kiedykolwiek doszło do konfrontacji dwóch światów, to ludzka cywilizacja nie przetrwa tego starcia.
Walter Henryk Juvelius (Valter Juv) urodził się w 1865 roku. Trzydzieści dwa lata później opublikował pierwszy tomik wierszy. Juva zajmował się również tłumaczeniem takich autorów, jak: Goethe, Byron oraz Poe na język fiński. W życiu tego człowieka przez długi czas nie działo się nic szczególnie ekscytującego.
W roku 1906 Juva obronił pracę doktorską o żydowskiej chronologii. Kontakt z piśmiennictwem tamtego kręgu kulturowego okazał się niezwykle inspirujący, gdyż jakiś czas później Juvelius doszedł do przekonania, że biblijna „Księga Ezechiela” zawiera tajemny kod, który wskazuje miejsce ukrycia Arki Przymierza.
Ezechiel to jeden z tak zwanych czterech proroków większych i pierwszy prorok działający w czasach niewoli babilońskiej. Niekiedy nazywany jest ojcem judaizmu. Prorok był synem kapłana Buziego. Sam również był kapłanem. Początkowo mieszkał w Jerozolimie lub w jej okolicach. Później uprowadzono go do Babilonii wraz z dworem Jojakima.
To było w roku 597 przed naszą erą. W pięć lat później został powołany na proroka. Najczęściej mówi się o dwóch etapach jego działalności, które charakteryzują się odmiennymi przesłaniami. W pierwszym okresie, który trwał do 586 roku zapowiadał nieuchronną zagładę Jerozolimy i Judei.(Co zresztą sprawdziło się w stu procentach)
W okresie drugim, proroctwa zapowiadały odnowę i zbawienie wszystkich, z wyjątkiem wrogów Izraela…
Według Juveliusa, Arka Przymierza została ukryta przez kapłanów podczas najazdu Nabuchodonozora na Jerozolimę, a prorok znał owo sekretne miejsce. Ponieważ jednak lata mijały, wyzwolenie z niewoli nie następowało, a rodzinne miasto było daleko… Nie chciał, aby ta bezcenna wiedza została złożona do grobu wraz z nim. Będąca daleko od rodzinnych stron zakodował informacje o miejscu ukrycia Aron HaBrit (Arka po Hebrajsku)…
Według Juveliusa zakodowane informacje zostały zawarte w „Księdze Ezechiela”. Juvelius był święcie przekonany, że złamał ów kod. Zaczął nawet rysować mapy oraz szkice, które wskazywały na podziemne tunele, prowadzące z głównego ujęcia wody w czasach Pierwszej Świątynie do Wzgórza Świątynnego.
Poeta zapałał żądzą odnalezienia Arki Przymierza. Zdawał sobie jednak sprawę, że bez odpowiedniego kapitału będzie to niemożliwe. W roku 1908, aby zrealizować plan poszukiwań, Juvelius założył w Londynie spółkę o nazwie JMPFW Ltd. Tę dziwną nazwę utworzyły pierwsze litery nazwisk przyszłych członków ekspedycji: Juveliusa, Millena, Parkera, Forta i Waughana.
Szefem grupy sponsorów został kapitan Montague Parker — syn angielskiego księcia. Juva zdołał go przekonać, że Arka oraz wiele skarbów, które z całą pewnością muszą być ukryte w tunelu, mają wartość przynajmniej 200 milionów dolarów. Pozyskawszy gotówkę Juvelius wyruszył do Stambułu, aby załatwić niezbędne pozwolenie rządu Imperium Osmańskiego. Udało mu się, ale musiał zagwarantować, że trzydzieści procent ewentualnego skarbu zostanie przekazane… No właśnie, nie bardzo wiadomo… Rządowi lub bezpośrednio samym urzędnikom.
Grupa poszukiwaczy przybyła do Jerozolimy w sierpniu 1909 roku. Dysponowali wprawdzie zgodą na prowadzenie wykopalisk, ale nie pozwolono im na rozpoczęcie prac w pobliżu samej świątyni. Zaczęli, więc poszukiwania nad potokiem Gihon, mniej więcej 600 metrów na południe od jej terenu.
Aby wykopaliska w podziemnym wodociągu były w ogóle możliwe, należało najpierw zmienić bieg wody. A to oznaczało kosztowne i pracochłonne wznoszenie tam oraz intensywne pompowanie wody. Przez trzy lata ekspedycja wgryzała się powoli w grunt, ale efekty były coraz ciekawsze. W każdym razie poszukiwacze dotarli w końcu do starych tuneli. W niektórych z nich napotykali podobno na trujące gazy, które powodowały oparzenia. Juvelius na podstawie „Księgi Ezechiela” rzeczywiście przewidywał, w jaki sposób będą przebiegały korytarze i wytyczał właściwą drogę. Dzięki jego wskazówkom udało się również obejść kilka groźnych pułapek.
Głęboko pod ziemią członkowie wyprawy natknęli się na liczne przedmioty noszące pieczęcie króla Salomona. Wszyscy czuli, że Arka Przymierza jest coraz bliżej. Niestety, w drugiej połowie 1910 roku Juva zachorował na malarię i zmuszony był wrócić do Finlandii.
Zezwolenie na prowadzenie prac archeologicznych wygasało, bowiem w listopadzie 1911 roku. Juvelius w końcu wydobrzał i przygotowywał się do powrotu na miejsce wykopalisk. Wierzył, że przełomowe odkrycie zostanie dokonane lada chwila i chciał być przy tym obecny. Tego optymizmu nie podzielał jednak Parker. Najwyraźniej stracił w końcu nadzieję, że mapy kreślone przez Fina zdołają go doprowadzić do Arki w odpowiednio krótkim czasie. Postanowił, zatem poszukać innej drogi. Wykorzystał fakt, iż w kwietniu 1911 roku zbiegły się w jednym terminie aż trzy świętami — Pascha, Wielkanoc w kościele greckokatolickim oraz Nabi Musa.
Miał nadzieję, że ogarnięte nastrojem świąt Jeruzalem nie zwróci uwagi na jego prace archeologiczne. Za dwadzieścia pięć tysięcy dolarów przekupił Szejka Halila i uzyskał w ten sposób pozwolenie, aby przeprowadzić wykopaliska bezpośrednio pod świątynnym wzgórzem. Parker oraz jego ludzie przebrali się za Arabów i nocą prowadzili półoficjalne wykopaliska. Penetrowali dwa miejsca.
Jedno z nich znajdowało się w pobliżu dawnych Stajni Salomona, drugie przy studni pod skałą ofiarną. Przez tydzień wszystko układało się bez problemów i w końcu poszukiwacze dotarli do wykutego w skale pomieszczenia, które było zabezpieczone w szczególnie wymyślny sposób. Parker wiedział, że musi działać bardzo ostrożnie. Niestety, okazało się, że nie ma zbyt wiele czasu! Jednego ze stróżówce w meczecie obudziły odgłosy prowadzonych prac, a ponieważ nie znał układu łączącego Szejka Halila i Parkera, wybiegł na ulice i zaczął nawoływać do przeciwdziałania profanacji świętego miejsca.
Niedługo potem w mieście wybuchły zamieszki, z których opanowaniem Turcy mieli poważne kłopoty.
Parker poszedł jednak w zaparte i zaprzeczył pogłoskom o nielegalnych pracach wykopaliskowych. Jednak zarówno dla niego, jak i innych uczestników wyprawy, było jasne, że jakiekolwiek dalsze poszukiwania niebędące już możliwe. Przedstawicielom prasy oświadczył, więc, że z powodu ulewnych deszczy, które nie pozwalają na kontynuowanie prac ekspedycja opuści kraj jeszcze w kwietniu. Kiedy jednak Parker przybył do portu w Jaffie, został aresztowany i oskarżony o kradzież korony króla Salomona oraz jego pierścienia, Arki Przymierza, a dodatkowo jeszcze miecza proroka Mahometa.
Pomimo tak poważnych zarzutów, Parker zdołał jednak uciec i opuścił kraj drogą morską. Oczywiście rodzi się wiele pytań. Przede wszystkim o to, co stało się owej pamiętnej nocy, kiedy wybuchły zamieszki w Jerozolimie?
Plotki oraz niektóre relacje prasowe mówiły, wprost, że ludzie Parkera odnaleźli Arkę Przymierza. Podobno, dlatego tak pośpiesznie opuścili miasto. Nie chodziło, więc o obawę przed rozjuszonym tłumem, lecz o szybkie wywiezienie cennego znaleziska. Czy władze nie zdawały sobie sprawy z tego, co zostało odkryte, a potem starały się naprawić swój błąd, aresztując Parkera w JafTie?
Ludzie Parkera odnaleźli osiem żelaznych (nie pokrytych rdzą) tablic. Ich powierzchnie pokryte były napisami w sanskrycie…
Oraz podobiznami węża lub żaby..
Ogdoada, czyli „ósemka”. W mitologii egipskiej była to grupa ośmiu bóstw, które czczone były w Szmunu — mieście ośmiu, które Grecy nazywali Hermopolis. Było to ściśle związane z koncepcją kosmogoniczną, która powstała w owym mieście. Według niej w pierwotnym praoceanie istniało osiem pradawnych bóstw, czyli właśnie ogdoada. Bóstwa żeńskie występowały pod postaciami węży, męskie natomiast pod postaciami żab.
Były połączone w pary, które uosabiały określoną cechę pierwotnego chaosu. Od owych cech pochodziły zresztą imiona poszczególnych bóstw. Nun i Naunet — prawoda, Kuk i Kauket — ciemność, Huh i Hauhet — nieskończoność, Amon i Amaunet — niewidzialność. Zgodnie z kosmogonią zrodzoną w Hermopolis, bóstwa ogdoady stworzyły kosmiczne jajo, z którego wykluł się bóg–stworzyciel.
(W Indiach, na przedmieściach Delhi, stoi od tysiąca sześciuset lat żelazna kolumna. Obecnie otoczona jest ruinami budowli Kutub Minar. I nie byłoby w tym fakcie niczego dziwnego, gdyby nie to, że ów żelazny, kilkumetrowy słup jest całkowicie odporny na korozję. A przecież przedmioty z żelaza rdzewieją!
Według badaczy, kolumna z Delhi powstała nie później niż w 415 roku naszej ery, ale do dzisiaj obiekt ten nie został porządnie zbadany. Nie wiadomo, zatem, czy został odlany, czy może sporządzono go na drodze zespolenia mniejszych elementów. Gdyby jednak kolumna okazała się odlewem, to byłoby wręcz niezwykłe! Bo czy można dać wiarę, że ponad półtora tysiąca lat temu odlano dziesięciotonowy walec z nierdzewnego żelaza?)
Nie wiadomo, co działo się z tabliczkami po 1911 roku. Wszyscy uczestnicy wyprawy nabrali wody w usta. Niektórzy publikowali wprawdzie ksiązkie, ale o znalezisku nie ma w nich ani słowa. Nie wiadomo, zatem, jakie były losy żelaznych tabliczek i w jaki sposób oraz dlaczego je rozdzielono. Nie wiem również, czy któryś z odkrywców próbował je szczegółowo badać.
Później w Europie rozszalała się pierwsza wojna światowa. Kolejne informacje o tabliczkach pojawiają się dopiero około 1927 roku. Sytuacja wygląda wówczas następującą. Dwie sztuki znajdują się w posiadaniu Rosjan. Zdobyli je na terenie Finlandii, więc mogły należeć do Juveliusa. Wiem również, że liczni agenci niejakiego Bokija (czytaj: Okultystyczno Masońskie: Czeka) poszukiwali kolejnych tabliczek w wielu krajach Europy.
Radziecki wywiad miał dwie tabliczki. Ale był ktoś, kto miał ich znacznie więcej, bo aż cztery. Osobą tą był, Wolfgang Pelthof, który w pałacu swojego wuja Alberta von Kittlitza w miejscowości Zoblitz, prowadził przez kilka lat intensywne studia nad tekstem umieszczonym na tabliczkach. Był jednak amatorem i efekty… hmm, można określić je wyłącznie jakimś litościwym przymiotnikiem. Powiedzmy, zatem, że te sukcesy były umiarkowane. Kiedy zatem skontaktowali się z nim radzieccy agenci i zaproponowali spore pieniądze za przekazanie im tabliczek, po zastanowieniu zgodził się?
Niestety, do transakcji nie doszło! Dosłownie kilka dni przed przyjazdem do Zoblitz radzieckich agentów, którzy mieli zabrać tabliczki, do pałacu dokonano włamania.
Sytuacja na początku 1931 roku wyglądała następująco: dwie żelazne tabliczki znajdowały się w rękach wywiadu radzieckiego, cztery leżały w sejfie w Zoblitz, a jedną przechowywano w siedzibie polskiego wywiadu w Warszawie.
Polską tabliczkę przez przypadek zdobyli cztery lata wcześniej polscy agenci podczas akcji przeprowadzonej w Estonii… Nie wiadomo, gdzie była wówczas ósma tabliczka. Nie wiadomo równiej, w jaki sposób nasze służby specjalne zorientowały się, że dziwny przedmiot z napisami w egzotycznym języku jest ważny. Być może podjęto próbo odczytania tekstu… Mamy też niepotwierdzone informacje, że wywiad przeprowadzał konsultacje ze znanym polskim podróżnikiem, Ferdynandem Ossendowskim.
Ossendowski urodził się w Witebsku w 1876 roku. Od czasów szkolnych wykazywał niezwykłe zainteresowanie geologią i geografią. Nic, więc dziwnego, że jako dorosły człowiek podjął pracę w górnictwie. W ciągu kilku lat zaczęto go uznawać za jednego z najlepszych ekspertów od wydobycia złota w Rosji. Jego ukochaną krainą stała się Syberia.
Do tego stopnia, że zaangażował się w szaleńczy plan oderwania tej części kraju od carskiego imperium. Skończyło się to wyrokiem śmierci za zdradę stanu. Dzięki interwencji wielu wysoko postawionych osób, karę te zamieniono na więzienie. Plany eksploatacyjne rządu związane z Syberią były, bowiem szeroko zakrojone, a przydatność Ossendowskiego w procesie ich realizacji — oczywista dla wszystkich rozsądnie myślących ludzi.
Badacz spędził, więc w więzieniu zaledwie dwa lata. Później wrócił do życia publicznego. Nie na długo jednak. Po rewolucji październikowej uznano go za wroga nowej władzy i kiedy wojska bolszewików wkroczyły na Syberię, Ferdynand Ossendowski znalazł się na liście osób do zatrzymania. A tak naprawdę do zlikwidowania. Na szczęście badacz uniknął zatrzymania i uciekł w leśną głuszę. Posuwał się na wschód w kierunku Mongolii. Potem chciał przedostać się do Chin. Plan był szalony, wymagał, bowiem przebycia tysięcy kilometrów przez terytoria, które do dzisiaj trudno jest uznać za bezpieczne. Ale jak to często bywa z szaleńczymi przedsięwzięciami, wszystko udało się i Ossendowski dotarł do Mongolii. Tam spotkał innego uciekiniera z bolszewickiej Rosji, kapłana Tuszegun Lamę, który był postacią niezwykle malowniczą.
Szczycił się między innymi znajomością z władcą Tybetu, Dalajlamą. Najciekawsze były jednak wyjaśnienia tłumaczące powody obdarzenia taką łaską wędrownego mnicha. Ossendowski wypytywał swego towarzysza o legendarne moce tybetańskich lamów. Ten chętnie opowiadał o cudach, jakie są w stanie czynić. Pewnego razu powiedział jednak: „Istnieje człowiek jeszcze potężniejszo i bardziej święty. Jest nim Król Świata z Agharti.”
Ossendowski nie zrozumiał. A kiedy poprosił o wyjaśnienia, usłyszał, że Tuszegun Lama jest jedynym żyjącym człowiekiem, który odwiedził wspaniałe podziemne królestwo. Podobno z tego właśnie powodu Dalajlama obdarzał go wielkimi łaskami oraz przyjaźnią. W książce Ossendowskiwgo jest wiele nawiązań do Agharti.
Z analizy tekstu, który został odczytany z „polskiej” tabliczki wynika, że jest to fragment dużego opisu stanowiącego rodzaj przewodnika dla ludzi pragnących trafić do podziemnego państwa!
W 1935 roku Polska posiadała już cztery tabliczki z ośmiu.Te tablice naprawdę mogły być przewodnikiem pozwalającym odnaleźć wrota, do Agharty.
Hitlera zafascynowały historie o podziemnej krainie, Dlatego, że była w nich mowa o wybranej rasie, która przewodziła i kiedyś jeszcze będzie przewodzić ludzkości, ale również o tajemniczej, potężnej sile vril. Dzięki niej można było budować oraz niszczyć, tworzyć i unicestwiać…
Czego więcej potrzeba syjonistycznym szaleńcom takim jak Hitler lub Stalin? Ich wywiady szukały źródło potężnej mocy, źródła przewagi nad innymi i militarnego szantażu.
Tajemnicze tabliczki muszą pozostać ukryte, gdyż, jeśli głoszą prawdę i pradawna moc rzeczywiście istnieje, to zdobycie jej przez ludzi małych oraz podłych, zamieniłoby naszą rzeczywistość w koszmar, przy którym sowieckie szaleństwo i hitlerowska Trzecia Rzesza wydawałyby się czymś zupełnie niegroźnym.
Książki Edwarda Lyttona „Nadchodzącą rasą” i Willisa George’a Emersona „The Smoky God”
Ta druga książka, której bohaterem jest norweski żeglarz Olaf Jansen. W trakcie swoich podróżnym główny bohater trafił do wnętrza Ziemi przez wejście w okolicy bieguna północnego i spędził tam dwa lata. Spotkał inteligentną rasę wielkoludów, których stolica nosiła nazwę Ogród Edenu.
Zródło: www.historiazakazana.hvs.pl