• Bersakelmes to zagadkowe miejsce
  • Świadectwem tajemniczej przeszłości są ruiny bunkrów, laboratoriów oraz mogiły przymusowych robotników
  • Choć Morze Aralskie wysycha, a Barsakelmes przestał być wyspą, turystów nadal trzyma się na dystans

Dziś Barsakelmes jest wyspą tylko z nazwy. Przestał nią być, kiedy wskutek budowy kanałów irygacyjnych Morze Aralskie zaczęło się kurczyć w zastraszającym tempie. Dziś w jego dawnym basenie zastać można niemal postapokaliptyczne widoki w postaci rdzewiejących statków sterczących samotnie w sercu pustyni.

W tym morzu niczego jest szczególny punkt. To właśnie Barsakelmes, gdzie w dwudziestoleciu międzywojennym pod nadzorem rządu ZSRR prowadzono sekretne badania. Co ciekawe, nawet dziś, kiedy dawna wyspa stała się częścią pustyni, niezwykle ciężko się tam dostać. Czy ma to na celu ukrycie przed opinią publiczną jakichś mrocznych sekretów?

Bersakelmes, czyli „Pójdziesz, nie wrócisz”

Mniej więcej to w językach ludów turkijskich oznacza „Barsakelmes”. Trudno jednak powiedzieć, kiedy narodziła się zła sława tego miejsca. O tym, że dzieją się tam dziwne rzeczy plotki krążyły już po II wojnie światowej. Pikanterii dodawał fakt, że od 1929 r. wyspa objęta była obszarem ścisłego rezerwatu, do którego nikt nie miał wstępu. Czy władze ZSRR chciały w ten sposób ukryć coś przed resztą świata?

Oficjalnie na wyspie hodowano kułany – dzikie azjatyckie osły, a izolacja od świata miała chronić je przed kłusownikami. Ci, którzy tam dotarli mówią o ruinach lotniska, laboratoriów, ziemianek dla przymusowych robotników i resztkach anten. Świadczy to jawnie, że pracowano tu nad czymś jeszcze. Ekipa rosyjskiego pisma „Itogi”, która wybrała się na Barsakelmes, znalazła nawet porzucone archiwa, a w nich akta pracowników. Wśród dokumentacji znajdowały się liczne wypowiedzenia. Ich analiza wskazywała, że wielu wytrzymało na wyspie zaledwie miesiąc…

Po tych, którzy tu kiedyś pracowali i mieszkali pozostał cmentarz. Po upadku ZSRR, kiedy wyspa znalazła się na terytorium Kazachstanu, placówka na Barsakelmesie podupadła. Mimo to nawet dziś trudno się tam dostać. Przekonała się o tym wspomniana ekipa, która w drodze natknęła się na dziwaczną „niespodziankę”. Uczestnik wyprawy, Stiepan Kriwoszejew, pisał, że w pewnym momencie kolumna ich aut napotkała pośrodku pustyni… szlaban:

„W tle niczym miraż mignęła bramka z tabliczką: 'Uwaga, niebezpieczne zwierzęta’. Czy ostrzega ona przed stworzeniami z legend? Nagle: 'Stop, stop. Chodźcie tutaj!’. Erbol – przewodnik – nachyla się ku ziemi i coś pokazuje. To pułapka – kawałek drewna naszpikowany gwoździami. Zaraz potem drugi, trzeci… Są tu ich niezliczone ilości. Kiedy się na takiego najedzie, zostaje się bez kół pośrodku pustyni”.

Takie incydenty i wciąż żywe pogłoski każą zapytać, dlaczego nadal próbuje się utrudnić dostęp do wyspy, która leży dosłownie na końcu świata?

Wyspa, która znikła

Kiedy Barsakelmes oblewały jeszcze wody, jego krajobraz nie był taki surowy. Na starych zdjęciach widać w miarę bogatą jak na tamtejszy klimat szatę roślinną i stada kułanów. Nad wszystkim górowała Czajka – najwyższe wzniesienie wyspy. Kiedy zaczęło wysychać Morze Aralskie, Barsakelmes najpierw przekształcił się w półwysep, a w 2009 r. zlał się z pustynią.

Za jego odkrywców uznaje się uczestników wyprawy z 1868 r., wśród których był wieszcz ukraiński, Taras Szewczenko. Pejzaż, jaki zastał, uwiecznił w formie obrazów, opisując go jako „nieciekawy, ale tajemniczy”. Dłuższe przebywanie na Barsakelmesie utrudniała jednak sól, która unosiła się z wiatrem i wżerała w oczy i skórę oraz brak wody pitnej.

Uczestnicy wyprawy „Itogów” tak opisali to, co zastali na wyspie: „Naszą uwagę przykuł obiekt, ale nie wiadomo, czy to naturalny twór, czy dzieło człowieka. Znaleźliśmy bowiem wzniesienie, które przypominało gigantyczny 'talerz’ – jakby ktoś odrysował na ziemi idealny okrąg. […] Wyglądało na to, że pod spodem znajduje się jakaś pusta przestrzeń. Czy było to zejście do jakiegoś podziemnego bunkra, gdzie znajdują się laboratoria?” – zastanawiał się Kriwoszejew.

Wygląda na to, że na wyspie zajmowano się czymś innym niż hodowlą osłów. Prawda o tym, co naprawdę się tam działo może kryć się wśród dziwacznych opowieści o Barsakelmesie, które krążyły od okresu powojennego.

Czasowy portal czy kolonia trędowatych?

Co takiego znajduje się na dawnej wyspie, że do dziś utrudnia się tam dostęp? Hipotez jest kilka. Wśród opowieści na pierwszy plan wybijają się te o anomaliach czasowych i odwiedzinach dziwnych „latających obiektów”. Jedna z nich pochodzi od niejakiego Abdrazaka – mężczyzny, który służył na Barsakelmesie. Twierdził, że sowieckie oddziały miały za cel zbadanie stacjonującego tam obiektu, który kształtem przypominał „soczewkę”. Nie wiadomo jednak, czym ani skąd był.

We wrześniu 1960 r. Abdrazak miał ponoć zbliżyć się do niego i otrzymać „informacyjny przekaz” zapowiadający lot człowieka w kosmos (lot Gagarina odbył się w kwietniu następnego roku). Dostał też przestrogę, że do „soczewki” – rzekomego tworu obcej technologii – lepiej nie podchodzić. Radzieccy żołnierze próbowali jednak wysyłać w jej kierunku psy, a nawet czołg. Ten według legendy wrócił… bez kierującego. Jego ostatni komunikat po nakazie odwrotu brzmiał: „A jaki jest sens wracać?”.

W 1991 r. „Technika Mołodioży” – jedno z najpoczytniejszych radzieckich pism – wspominała o pasażerach łodzi, którzy odbili od brzegów Barsakelmesu i wpadli w „białą mgłę”, w której – jak im się zdawało – przebywali przez pół godziny. Kiedy opadła odkryli jednak, że minął cały dzień!

Oprócz tego pojawiają się historie o dziwnych stworzeniach i innych cudach. Do wymyślenia części z nich, na potrzeby prasowych publikacji przyznał się znany rosyjski pisarz science-fiction, Siergiej Łukjanienko, autor bestsellera „Nocny patrol”. Jak twierdził, tchnął w stare legendy nowe życie, choć fikcja literacka została przez wielu omyłkowo wzięta za fakty.

Wadim Czernobrow – pisarz, badacz zjawisk paranormalnych i koordynator grupy „Kosmopoisk”, która zorganizowała ekspedycję na Barsakelmes jest zdania, że dziwne opowieści wzięły się z naturalnie występujących wokół wyspy miraży, które mogły zapoczątkować pogłoski o UFO i „wirach czasowych”. Jednak po upadku Związku Radzieckiego ujawniła się jeszcze jedna makabryczna poszlaka sugerująca, co tak naprawdę mogło dziać się na tym przeklętym skrawku ziemi.

Okazało się, że w powtarzanych legendach znad dawnego Aralu tkwiło ziarno prawdy. Hodowla osiołków była prawdopodobnie „przykrywką” dla prowadzonych na Barsakelmesie i sąsiedniej Wyspie Odrodzenia testów broni biologicznej. Cytowany przez „Itogi” badacz, Michaił Antonow, twierdzi, że dokonywano tam makabrycznych eksperymentów na więźniach, których zakażano różnymi patogenami. Prowadzono też badania na trędowatych.

Dla niektórych Barsakelmes stał się zatem prawdziwym miejscem, z którego nie ma powrotu…

____________________

Cytaty pochodzą z:

S. Kriwoszejew, Toćka niewozwrata, nr 49/2008.


Źródło: www.facet.onet.pl