Biały Prorok, który nawiedził obie Ameryki w pierwszym wieku naszej ery, z pewnością wiedział, jak zrobić wejście, którego ludzie nigdy nie zapomną. Cała ta historia została opisana w nowej książce, którą ja jako autor uważam za ekscytującą – „The Search for the Pale Prophet in Ancient America” (W Poszukiwaniu Białego Proroka w Starożytnej Ameryce), opublikowaną nakładem wydawnictwa Global Communications, prowadzonego przez mojego współpracownika Tima Beckleya. Beckley obecnie, wraz z Timem R. Schwartzem, współprowadzi podcast zatytułowany „Exploring the Bizarre”, nadawany w KCOR Digital Radio Network.
Według przekazywanych przez rdzennych mieszkańców Ameryki legendy, gdy Bóg Sprawiedliwy po raz pierwszy pojawił się na wyspach Polinezji, towarzyszyły mu trzy statki z wielkimi żaglami, które przypominały ogromne ptaki z uniesionymi skrzydłami, świecące złotym blaskiem w świetle poranka. Ludzie obserwujący te wydarzenia byli skostniali i nie byli w stanie się poruszyć.
„Cóż to są za potwory, ze skrzydłami tak wielkimi?” – pytali pełni podziwu.
„Może przybyły, aby pożreć ludzi!” – krzyknął jeden z miejscowych.
Następnie mieszkańcy wyspy zobaczyli, jak coś białego – przypuszczalnie pochodzącego od Wielkich Ptaków – przemieszcza się w ich kierunku. Biały obiekt bez trudu zniżył się nad wodę, „z rytmiczną łatwością, niby chodzący człowiek”.
„Gdy biały punkt zbliżył się”, pisze antropolog L. Taylor Hansen, „ku swemu zdumieniu spostrzegli, że był to Bóg Sprawiedliwy, o formie ludzkiej, lecz niepodobny do ich ludzi. Wkrótce dostrzegli go wyraźnie, złoto porannego światła lśniło wokół niego, tworząc aureolę wokół jego długich kręconych włosów oraz brody. Gdy wszedł na suchy piasek, wojownicy spoglądali zlęknieni na Jego ubranie – było suche. Teraz wiedzieli już, że to bóg stanął pośród nich, albowiem nikt inny jak tylko bogowie potrafią chodzić po wodzie!”
Odkładając na bok ideę jakobyśmy mieli tu do czynienia z samym Jezusem Chrystusem – który, jak zapisano w chrześcijańskich Ewangeliach, również posiadał dar chodzenia po wodzie – mamy tu klasyczny przykład podejścia mówiącego o „starożytnych astronautach” do zagadki latających spodków. Stosunkowo prymitywna rdzenna kultura staje twarzą w twarz przypuszczalnie z cudami technologii, które tubylcy przypisują „bogom”, o zdolnościach dalece wykraczających poza ich rozumowanie. Na przykład, statki z żaglami przypominające wielkie ptaki z uniesionymi skrzydłami mogą stanowić próbę opisania jakiegoś rodzaju pojazdu latającego, który w ogóle nie przypominał „łodzi”.
Żaden jednak z wielkich badaczy „starożytnych astronautów” – począwszy od Ericha von Daenikena, przez Zecharię Sitchina, po Brinsleya LePoera Trencha – nigdy nie objął tego samego terytorium co wspomniana już antropolog L. Taylor Hansen, która poświęciła dziesięciolecia, podróżując wśród rdzennych mieszkańców Ameryki i zbierając ich legendy opowiadające o Uzdrowicielu, Proroku, Cudotwórcy, Bogu Światła Świtu, Bogu Wiatru, Nauczycielu, Mistrzu w Białych Szatach. Choć imiona się różnią, legendy są intonowane i śpiewane tak samo.
Bardzo niewiele wiadomo o L. Taylor Hansen, która zmarła w 1976 roku. Wiadomo jednak, że jej pierwsze imię brzmiało Lucile, które skracała do „L” tak, aby móc przedstawiać się jako mężczyzna – przynajmniej na piśmie. W 1918 roku, wciąż studiując w college-u, spędziła letnie wakacje wśród plemienia Indian Chippewa w Michigan. Według pisarki Bette Stockbauer, która dostarczyła nieco spośród skąpych materiałów biograficznych poświęconych Hansen, było to zainteresowanie wynikające nie tylko z pobudek naukowych. Język i tańce ludu Chippewa, ich kultura oraz religia, poruszyły czułą strunę w duszy Hansen.
Czarna Burza, wódz plemienia Chippewa, podzielił się z Hansen sporą dawką plemiennej wiedzy i opowiedział jej o Świętym Człowieku, który nawiedził to plemię dawno, dawno temu. Ów człowiek przybył do Rdzennych Amerykanów, gdy ich imperium było zjednoczone, a ich wielkie miasta rozciągały się na wiele mil. Gdziekolwiek zjawił się Święty Człowiek, tam następowały cuda, i zawsze opowiadał On o Królestwie Swego Ojca.
„W tej krótkiej historii”, pisze Stockbauer, „Hansen wyczuła zalążek czegoś większego. Tego lata rada wielu plemion zebrała się, aby opowiedzieć młodej kobiecie święte legendy. Jej darem dla rady stała się książka, która zachowała ich słowa dla przyszłych poszukiwaczy. Tak narodziła się książka „He Walked The Americas” (On Przebył Ameryki), która w ciągu 45 lat upowszechniła się na obu kontynentach”.
W czasie spotkania rady Indian, Hansen otrzymała misję polegającą na zapisywaniu legend o Białym Proroku dla przyszłych pokoleń. W międzyczasie jednak, aby pokryć swoje wydatki, sprzedawała do brukowych gazet historie science-fiction, przedstawiając się jako mężczyzna po to, aby udało jej się przetrwać w dziedzinie całkowicie zdominowanej przez element męski. W latach czterdziestych użyczono jej miejsca na prowadzenie kolumny w brukowym magazynie sci-fi „Amazing Stories”, aby mogła rozpowszechniać swoje niefikcyjne poglądy w kwestii obecnego stanu antropologii i archeologii. Ray Palmer, legendarny wydawca magazynu, nie tylko publikował jej rubryki z cyklu „Scientifig Mysteries”, lecz również – za pośrednictwem swojej firmy Amherst Press – w 1963 roku wydał jej „He Walked The Americas”, dlatego też jest ważną postacią w całej tej historii.
Wszystkie wspomniane wyżej fakty zawarłem w „The Search for the Pale Prophet in Ancient America”. W pierwszym rozdziale tej książki podsumowuję oraz cytuję fragmenty książki „He Walked The Americas”, jak też dodaję własne spostrzeżenia biblijne oraz korelacje, których brak w oryginalnym tekście przełomowej pracy Hansen.
Wydaje mi się, że Hansen mogła czuć że pisze dla bardziej „oczytanej z Biblią” grupy odbiorców żyjących w jej czasach, bądź też uważała korelacje biblijne za tak oczywiste, że nie było potrzeby wykładać ich czytelnikowi. W każdym bądź razie, ja to uczyniłem, i mam nadzieję że dzięki temu łatwiej będzie zrozumieć legendy o Białym Proroku. Bardziej szczegółowemu związkowi legend z Ewangeliami poświęcę osobny artykuł.
Plemienne wspomnienia o latających spodkach
Wróćmy do poglądu o „starożytnych astronautach” oraz wspomnianych wyżej esejów Hansen. W publikacji zatytułowanej „Tribal Memories of the Flying Saucers” (plemienne wspomnienia o latających spodkach), przedrukowanej w całości w nowym wydaniu Global Communications, Hansen ukrywa się pod postacią Indianina z plemienia Navaho o imieniu Oga-Make. Styl pisania z całą pewnością należy jednak do niej, nawet pomimo iż ukrywa się pod jednym z jej znanych pseudonimów – przy czym znów tożsamość jest męska, jak też pseudo-rdzennoamerykańska. Taką właśnie cenę musiała zapłacić w przedfeministycznych czasach końca lat czterdziestych, gdy esej został po raz pierwszy opublikowany.
„Większość z Państwa czytających niniejszy tekst”, rozpoczyna się esej, „to prawdopodobnie biali ludzie o krwi sięgającej zaledwie stulecie lub dwa z dala od Europy. W swoich artykułach opowiadacie o Latających Spodkach czy też Tajemniczych Statkach jako o czymś nowym i dziwnie typowym w dwudziestym wieku. Jakże moglibyście myśleć inaczej? Jeśli jednak jesteście czerwonoskórzy, a w żyłach waszych płynie krew zrodzona i wykarmiona z ziemi od niewypowiedzianych tysięcy lat, wówczas wiecie, że nie jest to prawdą”.
„Wiecie stąd”, czytamy dalej, „że wasi przodkowie, mieszkający wśród tych gór i prerii przez niezliczone pokolenia, widzieli te statki już wcześniej i przekazali historię w legendach, które to stanowią niespisaną historię waszych ludzi. Nie dajecie wiary? Cóż, w końcu, dlaczego mielibyście uwierzyć? Znając jednak waszą pogardliwą niewiarę, gawędziarze spośród moich ludzi gorzko zamknęli usta swoje, z pozoru nie pozwalając tej wiedzy wypłynąć”.
„Odezwałam się jednak do gawędziarzy tymi słowy: teraz, gdy statki te znów się widuje, czyż jest mądrym abyśmy my – stara rasa – zachowywali naszą wiedzę dla siebie? Mnie więc, Indianinowi z Ameryki, przez moich ludzi niektóre z tych historii opowiedziane zostały, i jeśli chcecie, usiądźcie razem z nami i posłuchajcie”.
W tym miejscu Oga-Make/Hansen przechodzi do dialogu ze starym wodzem plemienia Paiute.
Wódz rozpoczyna tymi słowy: „Zapytujesz mnie, czyżeśmy słyszeli o wielkich srebrnych statkach powietrznych w czasach, gdy biały człowiek sprowadził na tę ziemię wozy swoje. My, naród Paiute, o statkach owych wiedzieliśmy przez niezliczone pokolenia. Sądzimy też, że wiemy coś o ludziach, którzy nimi latają. Są oni nazywani Hav-musuvami”.
Pasażerowie latających spodków, Hav-musuvowie, po raz pierwszy przybyli na ten obszar w ogromnych wiosłowych statkach jeszcze w czasie, zanim ziemia stała się suchą pustynią. Gdy wody wyschły, a wiosłowych statków nie dało się już wykorzystywać, stworzyli oni „latające łodzie”, które rozrosły się do rozmiarów wielkich srebrnych statków ze skrzydłami. W pobliskich pieczarach Hav-musuvowie zbudowali miasto, w których mieszkali w pokoju i z daleka od krwawych wojen innych krwawo ze sobą konkurujących plemion.
„Czy dane Ci było kiedyś ujrzeć Hav-musuva?”, zapytał Oga-Make/Hansen.
„Nie, nie było mi dane, mamy jednak wiele opowiadających o nich historii”, odpowiedział wódz. „Są powody, dla których bycie zbyt dociekliwym nie jest wskazane. Ci dziwni ludzie posiadali bronie. Jedna z nich to mała rurka, która ogłusza kolczastym uczuciem niby deszcz kaktusowych igieł. Gdy się nimi dostanie, przez wiele godzin nie da się poruszyć, i w tym czasie tajemnicze istoty znikają pośród klifów. Inna broń jest śmiertelną. To długa, srebrna rura. Gdy skierują ją na ciebie, umierasz natychmiast”.
Wódz opisał wygląd Hav-musuvów.
„To piękni ludzie”, powiedział. „Ich skóra ma odcień złoty, zaś opaski podtrzymują ich długie czarne włosy. Zawsze noszą białe, finezyjne szaty, które okręcają wokół siebie i przerzucają przez ramię. Stopy ich okrywają białe sandały”.
Wódz opowiada fascynującą legendę, która miała się wydarzyć na wiele lat przed przybyciem Hiszpanów. Żona wodza Paiute zmarła nagłą śmiercią. Pogrążony w smutku, wyruszył na poszukiwanie Hav-musuvów, po to aby przy użyciu swojej śmiercionośnej srebrnej rury położyli kres jego życiu. Gdy przepełniony żalem wódz wspinał się na ostatnią górę w czasie swojej wędrówki, nagle pojawił się przed nim jeden z ubranych w biel ludzi, kierując srebrną rurę i próbując zmusić wodza do cofnięcia się. Wódz gestami dawał znać, że woli zginąć i szedł dalej. Wówczas zjawili się inni Hav-musuvowie i postanowili zabrać wodza ze sobą.
Wiele tygodni po tym, jak jego lud uznał go za zmarłego, wódz Paiute powrócił do swojego obozu. Jak mówił, znalazł się wraz z Hav-musuvami w wielkiej podziemnej dolinie gdzie przez cały czas świeciły białe światła, które nigdy nie gasły ani nie potrzebowały paliwa, i które oświetlały olśniewająco piękne starożytne miasto. Tam poznał język i historię tajemniczych ludzi, przekazując im w zamian język oraz legendy Paiutów. Pozostanie wśród nich na zawsze w pokoju i pięknie ich życia sprawiłoby mu przyjemność, postanowił jednak powrócić i wykorzystać swoją nową wiedzę z korzyścią dla ludzi.
Oga-Make/Hansen zapytuje w tym miejscu obecnego wodza Paiute, czy wierzy w tę historię.
„Nie wiem”, odpowiedział starzec. „Gdy człowiek gubi się w Tomesha [jest to szczególnie zdradliwy obszar nieprzyjaznej pustyni], a Bóg Ognia przechadza się po solnej skorupie, dziwne sny niczym chmury zamglają jego umysł. Żaden człowiek nie jest w stanie oddychać gorącym oddechem Boga Ognia i pozostać przez długi czas w pełni zmysłów. Zawsze była to kraina tajemnic. Nic nie jest w stanie tego zmienić. Na Twoje pytanie muszę udzielić odpowiedzi, mając umysł pełen wątpliwości, albowiem mówimy o dziwnej krainie. Biały człowiek nie zna jej jeszcze tak dobrze jak Paiutowie, a my zawsze patrzyliśmy na nią z podziwem. To wciąż jest zakazana Tomesha – Kraina Płonącej Ziemi”.
Krótki esej autorstwa Oga-Make/Hansen w cudowny sposób obejmuje większość klasycznego folkloru „starożytnych astronautów”, jak też ponadczasowe legendy o raju ukrytym wewnątrz Ziemi, o którym również opowiadał tybetański jasnowidz T. Lobsang Rampa, jak też wielu innych. (Tym, którzy poszukują dalszego oświecenia w kwestii uniwersalnych legend Shangri-La, wydawnictwo Global Communications ma do zaoferowania kilka pozycji autorstwa Rampa)
W każdym razie, książka „The Search for the Pale Prophet in Ancient America” otwiera czytelnika na całkowicie nową skarbnicę wiedzy o możliwych wizytach obcych istot w tej krainie, jak również o ludach uważanych za zacofane i bezlitosne. Pan Wiatru i Wody oraz jego cywilizujący wpływ na Rdzenną Amerykę znajduje odzwierciedlenie nie tylko w Ewangeliach, ale również w historiach starożytnego Sumeru, Egiptu i Babilonu, które to ludy w jednakowy sposób przypisywały bogom z niebios początki ich zorganizowanych społeczeństw. Choć generalnie uznaje się to za prawdę, to jednak tego, że ta sama pomocna dłoń została również wyciągnięta w stronę starożytnych Ameryk, nigdy nie opowiedziano tak, jak uczyniła to L. Taylor Hansen w „The Search for the Pale Prophet in Ancient America”.