Podczas gdy w Polsce trwa szczytowanie po szczycie NATO, prawdziwa groźba wojny tli się gdzie indziej. Też na wschodniej flance, ale daleko od linii Bugu.
Przepychanki czy może raczej „przepływanki” amerykańsko – chińskie na Południowym Morzu Chińskim trwają już od pewnego czasu, ale są ukrywane przed opinią publiczną.
To nie Trump musi być powodem wojny Chiny – USA.
Wielu światowych przywódców wyraża obawy, że w przyszłym tygodniu na tle sporu terytorialnego między USA a Chinami w kwestii Morza Południowochińskiego może wybuchnąć globalna wojna.
Jeśli morze nazywa się Południowo Chińskie, to jak można mieć wątpliwości do kogo należy?
Długo trwający konflikt między Chinami i Filipinami miał być rozwiązany we wtorek, gdy Haga powinna wydać swój werdykt w kwestii „Nine-Dash Line” – linii demarkacyjnej używanej przez rząd Chińskiej Republiki Ludowej (ROC / Tajwan) (z pomocą prawną Stanów Zjednoczonych), i przez rząd Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL), stosowanej dla swoich roszczeń do większej części Morza Południowochińskiego.
Decyzja powstaje po upływie trzech lat od czasu gdy Filipiny wniosły sprawę do sądu, łącznie z rządami Brunei, Malezji i Wietnamu które również mają roszczenia do nakładających się na siebie obszarów wód morza.
Chiny twierdzą, że praktycznie właścicielem wszystkich bogatych w zasoby obszarów morza , i nadal kontynuuje bogaty program budowy portów wojskowych, lotnisk i twierdz, pomimo międzynarodowego potępienia.
Chiny już zapowiedziały, że zignorują orzeczenie Hagi, a minister spraw zagranicznych Wang Yi, powiedział, że „to tylko eskalacja sporów i napięć.” Przed orzeczeniem, rząd USA wezwał do „wstrzymania się od wszelkich akcji, aby unikać prowokacyjnych działań lub oświadczeń.”
Rząd chiński w swoim organie prasowym oświadczył że będzie ” cena do zapłacenia” jeśli USA będą zakłócać sytuację. Stwierdził że jest granica której przekroczyć nie wolno.
„Jeśli w Stanach Zjednoczonych, bez względu na koszty, wybiera drogę” przymusu „, wywierając naciski i zastraszając innych, wynikiem tych działań będzie tylko jedno, to bedzie znaczyć, że USA ponosi wszelką odpowiedzialność za ewentualne dalsze napięcia w rejonie Morza Południowo Chińskiego”.
Chiny mają niewzruszoną pozycje jeśli chodzi o ochronę suwerenności narodowej i integralności terytorialnej. Chiny nie chcą od nikogo tego co nie należy do nich, ale będą zapewniać, że każdy cal ziemi której są właścicielem jest bezpieczny. ”
W ostatnim miesiącu chińskie myśliwce przeleciały w odległości 15 metrów od amerykańskiego samolotu nad Morzem Wschodniochińskim – był to ruch, który Sekretarz Stanu John Kerry ocenił jako „czyn prowokacyjny i destabilizacyjny” .
Z wyraźną determinacją,Chiny rozpoczęły tygodniowe manewry wojskowe w rejonie południowej prowincji Hainan oraz Wysp Paracelskich na morzu Południowochińskim, które koncentrowały się na kontroli obszaru powietrznego, operacjach naziemnych i zwalczaniu okrętów podwodnych. Dwa niszczyciele rakietowe i fregaty wzięły udział w ćwiczeniach.
Czy wszystko to może sugerować że tli się zarzewie wojny?
Chińska prasa twierdzi że była to po prostu zwykła działalność, która „nie jest związana z konkretnymi wydarzeniami lub krajami”.
Źródło: www.alexjones.pl