Mężczyzna zaginął 40 lat temu

40 lat temu doszło do jednego z najbardziej zagadkowych incydentów w lotnictwie cywilnym. 20-letni pilot, Frederick Valentich, przepadł bez śladu nad Cieśniną Bassa. Kontrolerowi lotu z Melbourne donosił, że ściga go dziwny obiekt. Do dziś nie ustalono, co stało się z mężczyzną.

  •  Valentich twierdził, że obiekt ma zielone światła i jest „metaliczny”
  • UFO miało zawisnąć nad Cessną, której silnik zaczął się dusić
  • Pilot znikł, a wraku jego maszyny nigdy nie odnaleziono

Guido Valentich nigdy nie doczekał się znaku od syna, który zniknął bez wieści podczas jednego z najbardziej tajemniczych incydentów w dziejach lotnictwa. Przypadek sprzed 40 lat jest nadal otwarty. 21 października 1978 r. 20-letni Frederick wyruszył na swój ostatni lot na King Island. Ok. 19.06 Steve Robey – kontroler lotu z Melbourne, odebrał od niego zaskakujący komunikat. Zaniepokojony Valentich pytał o dziwaczny obiekt, który widział w swoim sąsiedztwie. Tak zaczęło się ostatnie pięć minut jego życia.

Katastrofa, która zadziwiła Antypody

Ojcu zaginionego w każdą rocznicę pękało serce. Losy jego dziecka zawisły w próżni. Fragmentów maszyny ani ciała Fredericka nigdy nie odnaleziono, mimo podjętej od razu akcji ratunkowej. Przez długi czas dokumenty ze śledztwa nad sprawą Valenticha były uznawane za zaginione. Dopiero rok temu ufolog Keith Basterfield odszukał je w Australijskich Archiwach Narodowych. Ale i one nie wyjaśniły wiele. Eksperci Kontroli Bezpieczeństwa Ruchu Lotniczego w rubryce „Opinie odnośnie przyczyn wypadku” wpisali: „Nieznane. Samolotu nie znaleziono”.

Valentichowie mieli chorwackie korzenie. Urodzony w 1958 r. Frederick mieszkał z rodzicami w Avondale Heights koło Melbourne. Uczniowską licencję pilota odebrał w 1977 r., a rok później uzyskał pozwolenie na latanie maszynami prywatnymi. Ubiegał się też o przyjęcie do Australijskich Królewskich Sił Powietrznych (RAAF), ale ze względu na nieduże doświadczenie jego kandydaturę odrzucono. Valentich, ze 150 wylatanymi godzinami, był też członkiem Air Training Corps – organizacji afiliowanej przy wojskowym lotnictwie, z której rekrutowali się jego późniejsi piloci.

Z dokumentów lotniska Moorabbin wynika, że feralnego dnia zamierzał lecieć na King Island – wyspę na Cieśninie Bassa (oddzielającej Australię od Tasmanii), skąd miał zabrać pasażerów i wrócić do Melbourne. Trasa lotu planowanego na ok. 70 minut wiodła nad Przylądkiem Otway. Warunki pogodowe i wietrzne były dogodne. Pilotowana przez Valenticha Cessna 182-L wystartowała ok. 18.19 z zapasem paliwa na pięć godzin lotu. Przez trzy kwadranse wszystko przebiegało bezproblemowo, jednak kilka minut po 19. Valentich nawiązał łączność z kontrolą lotów w Melbourne, mówiąc: „Zdaje się, że poniżej 5000 stóp jest jakiś samolot…”.

„To coś mnie goni”

Kontrolerem, z którym się komunikował był Steve Robey, który powiedział w wywiadzie z „Melbourne Herald”: „Valentich był lekko zdenerwowany widokiem tego, co wokół niego latało. Sam z początku myślałem, że to mógł być samolot, do czasu, aż zrobiło się to lekko podejrzane. Pod koniec pilot rzeczywiście bał się o swoje bezpieczeństwo. Zdawało się, że relacjonuje przez radio to, co dzieje się na jego oczach. Robiło się ciemno i warunki widoczności pogarszały się. Nie dziwi, że stał się nieco nerwowy”.

Tragedia Valenticha rozegrała się w ciągu zaledwie pięciu minut. Początkowo myślał on, że przypadkowo wleciał w rejon ćwiczeń RAAF, ale obiekt, który miał w swoim bezpośrednim sąsiedztwie, wydawał się wyraźnie zainteresowany jego Cessną. Pilot odniósł wrażenie, że jest ścigany. Choć początkowo mówił Robeyowi, że widzi samolot, będąc bliżej zmienił zdanie. Nie wyglądało to na żaden konwencjonalny pojazd latający.

Oto fragment konwersacji między kontrolerem z Melbourne a zaginionym pilotem:

Valentich: Czy poniżej 5000 stóp jest jakiś ruch?

Robey: Żadnego rozpoznanego ruchu.

Valentich: Zdaje mi się, że widzę tam duży samolot…

Robey: Jakiego rodzaju to samolot?

Valentich: Nie mogę ustalić. […] Przeleciał 1000 stóp nade mną. Leci za szybko, nie mogę ustalić co to. Czy są tu jakieś samoloty wojskowe?

Robey: Nie ma żadnych.

Valentich: Teraz zbliża się od wschodu. […] Zdaje się, że bawi się ze mną. Przelatuje w górze z wielką prędkością, nie mogę go rozpoznać. […] To nie jest samolot.

Robey: Możesz go opisać?

Valentich: Jak mnie mija widać, że jest podłużny. Tyle widać. […] Zdaje się, że mnie goni. Teraz krążę, a on unosi się nade mną. Ma zielone światło, jest metaliczny, ma lśniący kadłub. […] Zniknął.

Robey: Czy maszyna jest koło ciebie?

Valentich: Jednak znowu nadlatuje od południowego zachodu. […] Silnik się dusi. Kieruję się cały czas na King Island. Teraz dziwny obiekt nade mną wisi. Unosi się. To nie jest samolot.

Potem nastąpiła cisza trwająca 17 sekund. Po niej kontakt z Valentichem się urwał.

W chmurze niejasności

Alarm wszczęto od razu. Kiedy o wyznaczonej porze Valentich nie zjawił się na King Island, na jego poszukiwanie wyruszyły dwa samoloty P-3 Orion. Podczas akcji, która rozciągnęła się na tydzień, przeczesano wszystkie możliwe lokalizacje. Zastanawiające i szokujące było również to, że przez kilkanaście ostatnich sekund łączności z pilotem, kiedy ten się już nie odzywał, Robey słyszał w tle dziwne dźwięki przypominające „drapanie o metal”. Rybacy nie napotkali unoszących się na wodzie szczątków. Po dwutygodniowym śledztwie Departament Transportu wydał oświadczenie, że przyczyny katastrofy Cessny pozostają nieznane, a cokolwiek się stało, dla pilota skończyło się zgonem.

Sprawa była zbyt dziwaczna, by na tym poprzestać, ale dalsze postępy stały pod znakiem zapytania. Bill Chalker – australijski pisarz i badacz UFO zwrócił się z prośbą do RAAF o udostępnienie materiałów na temat sprawy Valenticha. Odpowiedziano mu, że nie zajmowało się nią wojsko, ale Departament Lotnictwa. Tam w 1982 r. dowiedział się jednak, że akta na temat zaginięcia młodego pilota są niedostępne dla cywili. Przez kolejnych 30 lat dokumenty te uznawano za zaginione.

Szum wokół losów Valenticha zmusił specjalistów do podania przyczyn brzmiących mniej sensacyjnie od porwania przez UFO. Alternatywne scenariusze katastrofy wskazywały na zaplanowane samobójstwo, zetknięcie z rzadkim zjawiskiem atmosferycznym czy nawet… strącenie samolotu przez meteoryt. Poważnie potraktowano dwie hipotezy: o ucieczce 20-latka, w co nie wierzyła rodzina oraz wypadku, do którego doszło po tym, jak maszyna leciała do góry nogami (dziwny obiekt, o którym donosił pilot miał być odbiciem Cessny w wodzie). Eksperci techniczni wykluczyli jednak, by model, który pilotował Valentich mógł pokonać długi dystans w takiej pozycji. Robey, który rozmawiał z zaginionym jako ostatni, wydawał się nie wierzyć w żadną z tych możliwości: „Musiałby być bardzo dobrym aktorem, żeby odegrać to w taki sposób. Był wtedy zdecydowanie zaniepokojony, jakby w szoku” – mówił kontroler.

Zabrany na zawsze

Ścieżki, którymi podążało śledztwo doprowadziły do wielu innych niejasności. Przykładowo, nie wiadomo dokładnie, po co Valentich poleciał na King Island, gdyż rzekomo nie czekali na niego żadni pasażerowie. Równie tajemnicze było to, dlaczego UFO nie zostało wykryte przez radar. Pojawiały się też dziwaczne plotki, że Fredericka ktoś widział w Chinach. Jeśli 20-latek rzeczywiście upozorował swe zniknięcie, zrobił to po mistrzowsku – przez 35 lat nie udało się odnaleźć ani jego, ani samolotu.

Najwięcej kontrowersji wzbudziły jednak inne ustalenia. Okazało się, że w dniu zaginięcia Valenticha mieszkańcy rejonów, nad którymi przelatywał, widzieli na niebie coś, czego nie potrafili zidentyfikować. Jak pisze Chalker, w sumie odnotowano 21 obserwacji UFO, w tym jedną na King Island. Czy było to potwierdzenie relacji Valenticha o dziwnym obiekcie? Czy za jego zniknięciem stały siły nie z tego świata? I czy kiedykolwiek uda się wyjaśnić, co 20-latek zobaczył na pięć minut przed tym, nim zamilkł na zawsze?

Guido Valentich zmarł nie doczekawszy się informacji o losie syna. Nigdy też nie pogodził się z jego śmiercią. Twierdził, że wolał wierzyć w wersję, iż Fredericka porwało UFO. „Jeżeli nie znaleziono po nim śladu, możliwe, że tak właśnie było” – dodawał. O pilocie, którego historia nadal budzi wiele emocji, przypomina dziś tabliczka przy latarni na Przylądku Otway, który minął, lecąc na spotkanie z przeznaczeniem…

________________________

Cytat z rozmowy między Valentichem a Robeyem pochodzi z dokumentów Australijskiego Departamentu Transportu.

Zostaw komentarz


Aby zatwierdzić komentarz skorzystaj z dolnego suwaka *


  • Facebook

Szukaj temat