Pytanie o to, czy jesteśmy sami we wszechświecie, pozostaje jedną z największych filozoficznych zagadek naszych czasów, i choć faktycznie wydaje się to niewyobrażalne, że nasz własny gatunek powinien być faktycznie jedyną formą życia w nim, fakt, że nie znaleźliśmy jeszcze żadnych śladów inteligentnego życia obcych, przemawia za taką możliwością – ale równie dobrze istnieją argumenty świadczące o czymś przeciwnym.
Poszukiwanie dowodów na istnienie inteligentnych obcych cywilizacji jest być może jednym z najważniejszych przedsięwzięć, jakie kiedykolwiek podjęła ludzkość. Ma ono potencjał, by nie tylko odpowiedzieć na odwieczne pytanie, czy jesteśmy sami we wszechświecie, ale także by fundamentalnie zmienić nasze rozumienie samych siebie i tego, co oznacza bycie członkiem dalekosiężnej kosmicznej społeczności. Znalezienie niepodważalnych dowodów na istnienie życia pozaziemskiego okazuje się jednak bardzo trudne – zwłaszcza, że nie wiadomo, czy te nadrzędne wobec nas cywilizacje w ogóle chcą być odkryte i czy mogą nie używać środków technicznych, by wymknąć się naszemu spojrzeniu.
Paradoks Fermiego pokazuje więc sprzeczność między prawdopodobnym istnieniem pozaziemskich cywilizacji a faktem, że wciąż nigdy żadnej nie napotkaliśmy. Podsuwa wnioski, że albo nie ma obcych, albo są oni tak rzadcy, że jest mało prawdopodobne, abyśmy kiedykolwiek ich spotkali.
Trzeba jednak pamiętać, że wysłanie w kosmos wiadomości radiowej w nadziei na nawiązanie kontaktu z zaawansowaną obcą cywilizacją to dosłownie strzał w ciemno. A nawet gdybyśmy rzeczywiście mieli to szczęście, wiadomość wysłana do odległego systemu gwiezdnego potrzebowałaby tysięcy lat (lub więcej), aby dotrzeć do celu, biorąc pod uwagę ogromne odległości – i nie ma gwarancji, że technicznie zaawansowani obcy byliby nawet w stanie odebrać konwencjonalne sygnały radiowe, ponieważ ta (prymitywna) forma komunikacji jest oczywiście o wiele za wolna i nie nadaje się do komunikacji międzygwiezdnej.
Dlatego większość ekspertów twierdzi, że odległości przestrzenne między układami słonecznymi we wszechświecie są zbyt duże lub że jest bardzo mało prawdopodobne, aby cywilizacja pozaziemska znajdująca się w zasięgu była na tym samym poziomie technologicznym co my, aby w ogóle móc nawiązać kontakt. To i tak nie powstrzymało ludzkości od prób nawiązania kontaktu. Jednak w ostatnich latach poszukiwania pozaziemskich śladów przesunęły się również w kierunku tzw. pozaziemskich technosygnatur. Technosygnatury to mierzalne właściwości lub efekty, które dostarczają naukowych dowodów na istnienie technologii w przeszłości lub obecnie. Są one analogiczne do biowskazów, które jedynie sygnalizują obecność życia biologicznego, inteligentnego lub nie. Poszukiwano nawet dowodów na istnienie sztucznych struktur na dużą skalę, takich jak sfery Dysona – hipotetyczna megastruktura, która otacza gwiazdę w celu przechowywania lub przekierowywania jej energii do użytku.
Teraz fizyk teoretyczny Gia Dvali z Max Planck Institute for Physics w Monachium oraz prof. Zaza Osmanov z Kharadze Georgian National Astrophysical Observatory i SETI Institute wysunęli nową teorię, według której zaawansowani technologicznie obcy mogliby ewentualnie wykorzystywać czarne dziury jako gigantyczne komputery kwantowe, co może tłumaczyć, dlaczego nie znaleźliśmy jeszcze żadnych dowodów na istnienie innych dużych platform technologicznych w kosmosie.
Jak przekonuje zespół badawczy w swoim badaniu opublikowanym na ten temat w International Journal of Astrobiology, jest bardzo prawdopodobne, że komputery kwantowe staną się u nas coraz bardziej powszechne w najbliższych latach, więc jest całkowicie możliwe, że zaawansowana cywilizacja pozaziemska może już korzystać z podobnej technologii.
Według Dvali i Osomanova czarne dziury byłyby najbardziej wydajnymi kondensatorami informacji kwantowej. Jednak postulowane przez nich czarne dziury byłyby prawdopodobnie raczej sztuczne, a także raczej mikroskopijne i naturalnie występujące (dla efektywności obliczeniowej). W rezultacie, jak twierdzą, te czarne dziury byłyby bardziej energetyczne niż naturalnie występujące, ponieważ analizując proste właściwości skalowania czasu wyszukiwania informacji, byli w stanie wykazać, że optymalizacja ilości informacji i czasu przetwarzania sugeruje, że byłoby maksymalnie korzystne dla obcych zainwestować swoją energię w tworzenie wielu mikroskopijnych czarnych dziur, w przeciwieństwie do kilku dużych. Dzieje się tak dlatego, że po pierwsze, mikroskopijne czarne dziury emitowałyby promieniowanie Hawkinga z dużo większą intensywnością i w wyższym spektrum energetycznym. Po drugie, takie czarne dziury mogłyby być produkowane przez wysokoenergetyczne zderzenia cząstek w akceleratorach.
Promieniowanie Hawkinga, nazwane na cześć zmarłego brytyjskiego astrofizyka Stephena Hawkinga, jest uwalniane tuż przed horyzontem zdarzeń czarnej dziury w wyniku relatywistycznych efektów kwantowych. Emisja tego promieniowania zmniejsza masę i energię rotacyjną czarnych dziur, co teoretycznie prowadzi do ich wyparowania. Tworzenie czarnych dziur w akceleratorach cząstek z konieczności prowadziłoby do towarzyszącej im sygnatury wysokoenergetycznego promieniowania, które byłoby wykrywalne za pomocą nowoczesnych instrumentów, ponieważ produkowałoby wiele różnych typów cząstek subatomowych.
Może się jednak okazać, że trudno będzie faktycznie znaleźć dowody na to, że pozaziemskie cywilizacje wykorzystują sztuczne czarne dziury jako rodzaj komputera kwantowego do komunikacji i przechowywania informacji.