Rosjanie rozwiązali zagadkę Manuskryptu Wojnicza?

Napisane przez Amon w lipiec - 21 - 2017

Treści tajemniczej XV-wiecznej księgi nie zdołali przez lata odczytać najlepsi specjaliści od kryptologii. Przypuszcza się, że wypełnione dziwacznymi rysunkami i niezidentyfikowanym pismem dzieło może skrywać sekrety dawnych magów i alchemików. Ostatnio moskiewscy matematycy poinformowali jednak, że udało im się zrobić ważny krok na drodze do rozwikłania zagadki Manuskryptu Wojnicza.

Rosyjskie media podały, że matematykom z Instytutu im. Mstisława Kiełdysza w Moskwie udało się określić język Manuskryptu Wojnicza – XV-wiecznego kodeksu wypełnionego zagadkowymi rysunkami i jeszcze bardziej zagadkowym tekstem. Uczeni uznali, że dzieło spisano w „języku hybrydowym”, stosując specjalny szyfr. Czy pozwoli to odczytać treść księgi, której autor zadał sobie tyle trudu, by uniemożliwić jej poznanie przeciętnym śmiertelnikom?

Wielkie znalezisko Polaka

Manuskrypt Wojnicza (ang. Voynich manuscript), dziś znajdujący się w zbiorach Yale University, wzmiankowany jest po raz pierwszy w 1639 r. w korespondencji praskiego alchemika Georga Barescha i wielkiego jezuickiego uczonego Athanasiusa Kirchera. Ten pierwszy, dowiadując się, że Kircher pracuje nad odczytaniem hieroglifów, wspomina mu o przedziwnej

„księdze-sfinksie”, jaka od lat zbiera kurz w jego bibliotece. Po śmierci Barescha Kircher wykładowca Collegium Romanum w Rzymie, otrzymuje ową osobliwość, dowiadując się, że księga znajdowała się kilkadziesiąt lat wcześniej w zbiorach miłośnika kuriozów Rudolfa II, zwanego cesarzem alchemików.

W Rzymie manuskrypt spędził kolejnych 200 lat, zupełnie zapomniany. Dopiero kiedy do miasta wkroczył Wiktor Emanuel II, wraz z innymi jezuickimi dobrami księgę wywieziono do podstołecznego pałacu Villa Mondragone. W 1912 r., kiedy Collegium Romanum popadło w tarapaty finansowe, zaczęło po cichu wyprzedawać część zbiorów. Skorzystał na tym Michał Wojnicz (1865-1930) – polski antykwariusz prowadzący interesy w Londynie i Nowym Jorku.

Pieczętujący się herbem Habdank Wojnicz był dawnym rewolucjonistą, którego za współpracę z Proletariatem Waryńskiego zesłano na Sybir, do Tunki, gdzie poznał Józefa Piłsudskiego. W 1890 r. zbiegł stamtąd do Anglii, gdzie obracał się w kręgach rosyjskich dysydentów. Gdy wygasł w nim antysystemowy zapał, zajął się on handlem starymi książkami, co całkiem dobrze mu szło. Na początku XX w. Wojnicz ożenił się z Angielką, a niedługo potem przyjął brytyjskie obywatelstwo, stając się Wilfridem Michaelem Voynichem.

Zakupiony od jezuitów przedziwny kodeks antykwariusz uznał za wielkie kuriozum i publicznie pokazał go dopiero po kilku latach, konsekwentnie odmawiając jego odsprzedania. Ponieważ nie wiedziano, kto jest autorem dzieła ani o czym ono traktuje, nazwano je na cześć właściciela „Manuskryptem Wojnicza”.

Sama księga jest raczej niepozorna i napisana dość niedbale. Ma wymiary 16 x 23 cm. Pierwotnie składała się z ok. 136 dwustronnie zapisanych welinowych kart, z czego zachowało się 120 (część z nich to karty rozkładane). Choć przez lata sugerowano, że jest ona wytworem samego Wojnicza, przeprowadzone w 2009 r. datowanie metodą radiowęglową ustaliło, że powstała w okresie 1404-38. Zdaniem specjalistów sporządzono ją ze średniej jakości materiału, przy użyciu raczej niedrogich atramentów.

Tajemniczy manuskrypt dzieli się umownie na sześć sekcji. Najwięcej miejsca zajmuje część przypominająca zielnik. Podobna doń sekcja „aptekarska” prezentuje fragmenty roślin w otoczeniu naczyń alchemicznych, co sugeruje, że księga Wojnicza mogła być podręcznikiem ziołolecznictwa. Pozostałe „rozdziały” są jednak bardziej tajemnicze. Na ok. 20 stronach pojawiają się np. wizerunki „pulchnych nimf” – nagich, często kąpiących się w zbiornikach, od których odchodzą sieci rur. Pozostałe karty zajmują diagramy astronomiczne oraz część „kosmologiczna” zawierająca niezrozumiałe schematy i mapy. Ostatnia sekcja składa się z samego tekstu. Jej poszczególne paragrafy wyróżnione są punktorami i zdaniem niektórych są to „przepisy” farmaceutyczne lub alchemiczne.

Na pierwszy rzut oka Manuskrypt Wojnicza przypomina więc połączenie zielnika z podręcznikiem do astrologii, pouczającym, kiedy najlepiej zbierać konkretne zioła. Według innej hipotezy jest to grymuar – księga wiedzy tajemnej odnosząca się do magii naturalnej, w której praktykowaniu lubowali się renesansowi intelektualiści. Problem jednak w tym, że bardziej wnikliwa analiza zdaje się wykluczać te możliwości.

Księga bezsensu

Największą zagadkę Manuskryptu Wojnicza stanowi alfabet składający się z 20-30 liter oraz język, w którym sporządzono dzieło. Biorąc pod uwagę konkretne argumenty, badacze księgi dzielą się na takich, którzy widzą w niej zaszyfrowaną wiadomość oraz tych, według których jest to egzotyczny zielnik z dalekiego kraju.

Moskiewscy matematycy należą do pierwszej grupy. Dzięki skomplikowanej analizie matematycznej ustalili oni, że 60 procent tekstu manuskryptu powstało w języku angielskim lub niemieckim, a pozostała część w którymś z języków romańskich, być może w łacinie. Ich zdaniem, po stworzeniu specjalnego alfabetu, jego autor zestawiał ze sobą słowa w dwóch językach, po czym usunął z tekstu samogłoski i zastosował własny podział ciągu liter.

Wykorzystanie takiej techniki sprawia jednak, że zrozumienie tekstu bez specjalnego klucza może być niewykonalne.

– Nie da się zrozumieć jego treści bez dodania samogłosek, ponieważ istnieje zbyt duża ilość kombinacji. Jeden badacz odczyta to tak, inny inaczej. Nie wiem jednak, czy poznanie tekstu będzie miało jakiekolwiek znaczenie. Sądząc po obrazkach można dojść do wniosku, że autorowi chodziło o pokazanie, w jaki sposób sadzić mak i jak potem sporządzić z niego opium – powiedział w rozmowie z RIA Novosti Jurij Orłow z Instytutu im. Kiełdysza.

Czy Manuskrypt Wojnicza był więc jedynie podręcznikiem dla producentów narkotyku sprzed kilkuset lat? Wypowiedź Orłowa pokazuje, że analiza matematyczna to nie wszystko i w badaniach nad manuskryptem potrzeba odrobiny wyobraźni. Okazuje się bowiem, że botanicy nie potrafili zidentyfikować przedstawionych w nim roślin, a niektórzy sugerowali, że ich ryciny mogą skrywać klucz do zrozumienia tekstu. Inna sprawa, że choć wcześniejsze analizy statystyczne wskazywały na jego pozorne podobieństwo do języków europejskich, pojawiły się co do tego poważne wątpliwości. Słowa w Manuskrypcie Wojnicza są dość krótkie, nienaturalnie często się powtarzają, a niektóre znaki występują tylko na początku lub końcu wyrazów, co jest nietypowe dla języków Starego Kontynentu.

Owe nieścisłości i niezgodności doprowadziły dr. Gordona Rugga do wniosku, że Manuskrypt Wojnicza jest… księgą o niczym, a jego quasi-język to po prostu przypadkowy zbiór nic nieznaczących symboli. Powstał on jako artystyczna prowokacja lub mistyfikacja, a jego bezsensowność tłumaczyłaby brak sukcesów wykwalifikowanych kryptologów w jego odczytaniu. Wielu z nich zgodziło się zresztą z tą opinią.

Zupełnie inną teorię zaprezentował botanik Arthur Tucker, według którego Manuskrypt Wojnicza jest zielnikiem, tyle że nieeuropejskim. Porównując zawarte w nim rysunki do rycin z najstarszych kodeksów sporządzonych w Nowym Świecie, Tucker doszedł do wniosku, że ok. 30 roślin z księgi Wojnicza przypomina florę Meksyku z pism autorstwa pierwszych europejskich przybyszów. Dziwne znaki zidentyfikował on z kolei jako alfabet nahuatl. Mimo wszystko specjaliści uznali te rewelacje za mało wiarygodne, wskazując, że drobne szczegóły związane ze stylem pisma i materiałem użytym do stworzenia Manuskryptu Wojnicza sugerują, iż jego twórca rzeczywiście żył w XV-wiecznej Europie, przed pierwszą wyprawą Kolumba. Pojawiły się też inne teorie wiążące księgę z Tybetem czy Imperium Khmerskim.

Kim mógł być autor najbardziej kontrowersyjnej księgi na świecie? Dukt pisma, czyli wygląd liter i sposób prowadzenia ręki przez piszącego są w Manuskrypcie Wojnicza dość spójne, co sugeruje, że był to ktoś, kto opracował własny alfabet i metodę szyfrowania. Choć popularna hipoteza przypisuje jego autorstwo wszechstronnie uzdolnionemu mnichowi Rogerowi Baconowi, który żył w późnym średniowieczu, kryptografia była też bardzo popularna wśród uczonych renesansu. Zajmowali się nią m.in. John Dee – wielki mag i doradca Elżbiety I oraz niemiecki opat-okultysta Trithemius. Jeszcze inna teoria wiąże księgę z sektą katarów, Leonardem da Vinci albo zapomnianymi geniuszami sprzed wieków, jak architekt Antonio Averlino czy wynalazca Cornelius Drebbel.

Autor: Piotr CielebiaśŹródło: Onet

Zostaw komentarz


Aby zatwierdzić komentarz skorzystaj z dolnego suwaka *


  • Facebook

Szukaj temat