Rów Mariański – Siedzibą Podwodnej Cywilizacji?

Napisane przez Amon w sierpień - 19 - 2016

serveimage (10)

NA ADRIATYKU

14 listopada 1998 roku rybak Toni Pamaca z portu San Benedetto del Tronto nad Adriatykiem znajdował się jakieś 5-6 km od brzegu. Około godziny czwartej nad ranem, kiedy wybrał z głębiny sieci, zobaczył nagle wychodzące spod wody czerwone światło. Ledwie zebrawszy sprzęt, pośpiesznie oddalał się od tego miejsca, ale czerwony promień podążał tuż za nim. Unosił się ku powierzchni i rozpraszał szeroko, albo opuszczał się na dno, przypominając wtedy purpurową gwiazdę. Toni nie pamięta, jak dotarł do brzegu. Przerażony przez tydzień nie wychodził w morze.

serveimage

Początkowo krewni i przyjaciele brali jego opowieść za przejaw fantazji albo halucynacji, ale wkrótce podobne dziwne zjawiska na morzu zaczęły się powtarzać. Tajemnicze świecenia, czerwone i zielone promienie, kipiąca woda, ogromne słupy wody wznoszące się niespodziewanie na dobre sto metrów, dziwne falowanie na powierzchni odnotowywane przez straż przybrzeżną… Co to mogło być? Z całą pewnością nie może być mowy o jakichś skupiskach mikroorganizmów i głębinowych stworzeń. W takim razie, co?

  • Marynarze statku rybackiego „Trosa” stawiający sieci w rejonie Grottammare sześć mil od brzegu, zarejestrowali na ekranie radaru duży obiekt podwodny przypominający „bardzo długi język”. Kiedy wybierali trał, nagle kompas zwariował, a liny naprężyły się i statek z dużą prędkością pomknął rufą do przodu. Jeszcze minuta-dwie i przewróciłby się niechybnie, ale gdzieś w głębinach liny pękły, trał przepadł, a statek niczym korek podskoczył na wodzie. Trudno było rybakom uwierzyć w to, co się stało.

Jakiś potężny stalowy obiekt (bo co innego zakłóciłoby kompas?) pozbawił rybaków sieci. Okręt podwodny? A może podwodna maszyna Obcych? Odpowiedzi brak. Co prawda, niektórzy sceptycy są przekonani, że podobne obiekty, to nic innego, jak supernowoczesne aparaty szpiegowskie USA albo Rosji. Jest to jednak mało prawdopodobne, ponieważ żadna współczesna maszyna nie może się poruszać pod wodą z prędkością ponad 100 km/h.

U WYBRZEŻY KUBY

3 sierpnia 1999 roku, u północno-wschodnich wybrzeży Kuby, w odległości 27 mil od brzegu załoga kutra „Hermes” do połowu tuńczyka została porażona niezwykłym widowiskiem. W zapadającym zmierzchu, najpierw z przodu, a potem z prawej strony, z lewej i z tyłu pojawiły się jakieś przerażające świetlne smugi, jakby w głębinach zapaliły się połączone ze sobą reflektory. Statek wraz z oniemiałą załogą znalazł się w świetlistym pierścieniu.

„Sytuacja była przerażająca, czuliśmy się całkowicie bezradni daleko od brzegu i w obliczu jawnego niebezpieczeństwa. Młodzi rybacy płakali i modlili się. Nagle, obok nas, wyleciał z wody świecący obiekt zbliżony kształtem do kuli i błyskawicznie zawisł na wysokości 50-100 metrów. Zatoczył koło, zniżył się na jakieś 20 metrów i zalał nas miękkim, zielonym światłem. Następnie równie błyskawicznie zerwał się z miejsca i odleciawszy na odległość 2-3 kabli (1 kabel = 185,2 m) szybko zanurzył się pod wodę. Nadałem meldunek do bazy i kazałem wziąć kurs do portu” – opowiedział kapitan rybackiego statku Valentino Peira.

W POBLIŻU JAPONII

Japoński masowiec o wyporności 80 000 ton szedł kursem na San Francisco. Dzień po wyjściu z portu zdarzyło się coś niesamowitego:na skutek silnego uderzenia statek zatrząsł się, przechylił na burtę i po chwili wrócił do pionu kilka razy zdrowo się zakołysawszy. Oficer wachtowy ogłosił alarm. Jednak morze było spokojne, statek szedł swoim kursem, w ładowniach nie stwierdzono przecieków. Natomiast śmiertelnie przerażona załoga domagała się odpowiedzi od zdenerwowanego kapitana: co podrzuciło takiego kolosa na wodzie, niczym gumową piłkę?

„Sądziłem początkowo, że masowiec trafił na rafę albo ławicę piasku – mówił kapitan. Ale zaraz się opamiętałem; w tym rejonie oceanu, gdzie głębina sięga 4-5 km, o żadnych płyciznach nie może być mowy. Zebrałem załogę i przedstawiłem moją osobistą, subiektywną teorię, że potrącił nas jakiś ogromny, wynurzający się,nierozpoznany obiekt. Żadna łódź podwodna ziemskiego pochodzenia, ani tym bardziej morskie zwierzę nie byłoby w stanie tak potrząsnąć statkiem z dwuipółcentymetrowej stali.”

W ROWIE MARIAŃSKIM

serveimage (9)

W 2003 roku opublikowano w USA sensacyjne wyniki badań Rowu Mariańskiego. Naukowcy zanurzyli w najgłębszym miejscu światowego oceanu specjalny aparat – bezzałogową kapsułę wyposażoną w silne reflektory, bardzo czułe tele- i wideo systemy, mikrofony. Aparat opuszczał się na sześciu stalowych linach. Początkowo elektronika nie sygnalizowała niczego nadzwyczajnego. Jednak po kilku godzinach po zanurzeniu na ekranach monitorów w świetle potężnych reflektorów zaczęły przemykać sylwetki tajemniczych, olbrzymich obiektów (co najmniej 12-16 m), a mikrofony przekazywały w tym czasie ostre dźwięki – skrzypienie żelaza i głuche uderzenia w metal. Równomierne uderzenia. Kiedy podniesiono platformę (nie opuściwszy jej zresztą do końca z powodu niewyjaśnionych przeszkód), okazało się, że potężna stalowa konstrukcja była pogięta, a stalowe liny jakby nadpiłowane. Jeszcze trochę i unikatowy aparat na zawsze pozostałby w największej wodnej rozpadlinie na Ziemi. Uczeni odmówili wypowiedzi na ten temat, za to czasopisma popularno-naukowe jednogłośnie skomentowały sensacyjne wydarzenie: w najgłębszej głębinie oceanu ktoś istnieje. Ktoś rozumny i dysponujący bardzo zaawansowaną techniką.

Kolejny raz powstaje pytanie: czy człowiek jest rzeczywiście jedynym gospodarzem Ziemi? A może, razem z naszą cywilizacją istnieje jeszcze jedna, podwodna, znacznie od naszej starsza? A może, Obcy stworzyli w głębinach oceanów swoje bazy, obserwują nas i realizują stamtąd kosmiczne podróże? Być może, już niedługo nasi uczeni przedstawią swoje wersje i dowody. (S.K.)

Źródło: www.olabloga.pl

Autor: Olabloga

Zostaw komentarz


Aby zatwierdzić komentarz skorzystaj z dolnego suwaka *


  • Facebook

Szukaj temat