Starożytne legendy o pustych przestrzeniach

Napisane przez Amon w grudzień - 22 - 2016

Wyspa Tory znajduje się w pobliżu północno-zachodniego krańca Donegalu, około 11 kilometrów od Irlandii. Na pierwszy rzut oka wydaje się raczej nie gościnnym miejscem, składającym się z twardych, poszarpanych skał przykrytych cienką warstwą gleby, większość której usunęły szalejące żywioły. A przecież z powodu tego odosobnienia i jałowości wydaje się, iż czas się na niej zatrzymał. I rzeczywiście tak było przez wiele, wiele lat.


Wyspa Tory
Kąt, pod jakim wyspa stawia czoło ciemnym, wzburzonym wodom Atlantyku, sprawia, że wiatry i fale zawsze są silne i zdarzają się dni, kiedy małe łodzie nie mogą przepłynąć z Sheep Haven do Irlandii. Jednakże ci przybysze, którzy odbywają tę podróż, często po powrocie twierdzą, że Tory jest znacznie bardziej intrygująca niż jej słynna sąsiadka, Aran, i bardziej związana z historią starożytnej Irlandii niż jakiekolwiek inne miejsce tej celtyckiej krainy. Podobnie jak na większości zachodnich wysp, na Tory nie rosną drzewa, a jej zwróconą ku Atlantykowi stronę tworzą wysokie, nagie, podobne do filarów klify o fantastycznych kształtach zwane tors. To właśnie od nich wywodzi się nazwa wyspy, od irlandzkiego słowa toraigh, oznaczającego ląd pełen wysokich skał.

Niektóre z tych filarów strzelają ku górze niczym wielkie monolity z minionych wieków, natomiast inne sprawiają wrażenie, jakby starożytni rzemieślnicy chcieli nadać im kształt drogowskazów zwróconych w stronę północnego horyzontu. Wschodni kraniec wyspy oddziela od jej szerszej części wąski przesmyk znany jako dun. Nadal widać tam pozostałości fortyfikacji ziemnych i uważa się, że niegdyś w tym miejscu znajdowała się prehistoryczna twierdza. Na pewno forteca była tam w XVII wieku, kiedy grupa wyspiarzy stanęła do ostatniej walki z siłami Korony angielskiej. Ponieważ wyspa Tory leży na północnoatlantyckich szlakach handlowych, często dochodziło tam do katastrof morskich, o czym świadczą kawałki stali, żelazne sztaby i różne przedmioty z zatopionych statków wykorzystywane w gospodarstwach domowych wyspiarzy. Wyspa Tory to miejsce, w którym przetrwały do naszych czasów starożytne legendy, i gdzie nadal opowiada się mnóstwo historii o dawno minionych wiekach. Mieszkańcy Tory dożywają późnej starości; istnieją opowieści o mężczyznach i kobietach szukających nowych partnerów po ukończeniu stu lat.

W dawnych czasach nawet wybierano „króla” wyspy i do dziś zachowało się ozdobne krzesło, które należało do ostatniego władcy. Wielu wyspiarzy nadal mówi w Gaelic i właśnie samo przetrwanie tego języka przyczyniło się do zachowania starożytnych tradycji przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie od niepamiętnych czasów. Pisząc o tym apekcie życia na Tory, profesor Thomas Westropp, członek Royal Irish Academy i ekspert w dziedzinie mitycznych krain położonych na Atlantyku, napisał w periodyku tego stowarzyszenia w październiku 1953 roku: „Łatwo można zrozumieć trwałość tradycji i słowa mówionego w prymitywnej, odizolowanej od świata społeczności, której członkowie odznaczają się długowiecznością. Nigdzie nie widziałem tego tak wyraźnie jak na wyspie Tory. Prehistoryczne mity i legendy mieszają się tam ze średniowiecznymi faktami historycznymi i niedawnymi wydarzeniami.

Opowiada się to wszystko tak, jakby była to jedna opowieść o tym, co działo się przed kilku laty. Dominującą postacią tej mitologii jest Balor, wódz Fomorów, legendarnych wędrowców, którzy niegdyś zamieszkiwali tę wyspę i stamtąd nękali resztę Irlandii napadami i grabieżami”. Właśnie konfrontacja między złymi Fomorami a tajemniczym ludem Tuatha Dé Danann, który przybył do Irlandii z „krainy poza Oceanem”, według Roberta Charroux, dostarczyła nam jednej z najwcześniejszych opowieści związanych z legendą o Pustej Ziemi. W legendach Fomorowie byli „niekształtnymi i porywczymi ludźmi” i mieli tak fatalną reputację, że uznano ich za złe bóstwa mitologii irlandzkiej. Najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o nich jest „Księga Burej Krowy” („Tain, czyli uprowadzenie stad z Cuailgne”, Warszawa 1983), manuskrypt spisany około 1090 roku, który opowiada, że pierwszym ich przyczółkiem w Irlandii była wyspa Tory zamieniona później w główną twierdzę. Pozostałości tego nadal widać w postaci umocnień ziemnych, okrągłej wieży z nieregularnych kamiennych bloków, starożytnego dolmenu i kilku pokrytych napisami kamieni. Kiedy Fomorowie ufortyfikowali swoją bazę, zaczęli napadać i brać do niewoli innych mieszkańców Irlandii. Byli wśród nich Partholonowie, Nemedianie i sławni Tuatha Dé Danann, którzy mieli ich w końcu pokonać.

Partholón, przywódca pierwszej grupy, był potomkiem Magoga i wraz ze swoim ludem osiedlił się w Munster. Tam dzielnie odpierali ataki Fomorów, póki nie wyginęli od zarazy. Nemedianom, którzy przybyli do Irlandii ze Scytii, nie wiodło się lepiej. Po wielu latach niewoli u Fomorów, kiedy udało im się pokonać w bitwie ich władcę Conana – zostali dosłownie wycięci w pień podczas ataku odwetowego. Przy życiu pozostało wtedy mniej niż trzydziestu Nemedian, którzy na zawsze uciekli z Irlandii. Jednakże Tuatha Dé Danann mieli się okazać zupełnie innymi przeciwnikami. Od dawna snuto rozważania o prawdziwym pochodzeniu tych wysokich, jasnoskórych, przystojnych mężczyzn i kobiet, którzy według irlandzkiej legendy byli ludem bogini Dany i przybyli do Irlandii z „pięknej krainy” na północy. Rzymski filozof Lukrecjusz, który w swoim dziele zastanawiał się nad pochodzeniem wszechświata, napisał o nich: „Przez wiele lat wiedli życie w głębinach Ziemi”, zaś Robert Charroux dodał jeszcze bardziej znacząco: „Tuatha Dé Danann przywieźli ze swojej ojczyzny magiczne przedmioty: Miecz Nuady Włócznię Luga, Kocioł Dagdy i Kamień zwany Fal, czyli Głaz Przeznaczenia, który krzyczał, gdy wstąpił nań prawowity król”.

„Księga Burej Krowy” powiada, że w przeciwieństwie do gwałtownych Fomorów, Tuatha Dé Danann uważano za bogów światła i dobroci. Choć w razie potrzeby byli dzielnymi i mężnymi wojownikami, starali się wprowadzić w Irlandii taki sam pokój i harmonię, jakie panowały w ich  zamorskiej ojczyźnie. Najwidoczniej byli wyjątkowym ludem i, jak zauważył Peter Berresford Elias w Dictionary oflrish Mythology („Słownik mitologii irlandzkiej”, 1987) „kiedy mnisi chrześcijańscy zaczęli spisywać [irlandzkie] sagi, zdegradowali bogów i boginie do bohaterów i bohaterek, choć w wielu przypadkach pozostawili im podobne boskim zdolności”. Powiedziawszy to, muszę dodać, że Tuatha Dé Danann nie byli całkowicie supermężczyznami i superkobietami.

Tak jak zwykli ludzie szukali szczęścia, przyjemności oraz miłości – i najwidoczniej przedstawicielom obu płci nieobce były pewne wady i nałogi. Jasne jest też, że przewyższali inteligencją wszystkie inne ówczesne ludy oraz władali tajemniczymi mocami, których nikt inny nie rozumiał, jak wspomina Lady Wilde w Ancient Legends od Ireland („Starożytne legendy Irlandii”, 1888): „Owi Tuatha byli wielkimi czarnoksiężnikami, biegłymi we wszelkich rodzajach magii i wyróżniali się w sztukach jako budowniczowie, poeci i muzycy”. Byli równie zaawansowani w medycynie i nauce. Wyraźnie na to wskazuje historia Nuady, który został ich pierwszym przywódcą po przybyciu do Irlandii. W jednej z pierwszych potyczek z Fomorami nieprzyjacielski miecz odrąbał mu rękę. Dian Cecht, opisany w starożytnych tekstach jako „bóg medycyny”, zoperował ramię Nuady i dostarczył mu całkowicie funkcjonalny metalowy odpowiednik. To od tej sztucznej kończyny wódz Tuatha Dé Danann zyskał przydomek „Nuada o Srebrnej Ręce”. Jeżeli ktoś mógł położyć kres napaściom Fomorów prowadzonym z twierdzy na wyspie Tory, to właśnie plemię bogini Dany, które, według Lady Wilde, dysponowało przerażającą siłą: „Kawalkada rycerzy Tuatha była wspaniałym widokiem. Sto czterdzieści rumaków, każdy z klejnotem błyszczącym na czole jak gwiazda, i stu czterdziestu jeźdźców, a wszyscy byli królewskimi synami, w swoich obramionych złotem zielonych opończach, w złotych hełmach na głowach oraz w złotych zbrojach i każdy rycerz dzierżył w dłoni złotą włócznię”.

Hordami Fomorów rządził wówczas Balor o Złym Oku. Jego kompani uważali się teraz za niezwyciężonych. Zwłaszcza Balor chełpił się swoim przezwiskiem – otrzymał je, jak mówiono, gdyż miał tak złe oczy, iż mogły uśmiercić każdego, na kogo spojrzał. Był jednak również bardzo przesądny i kiedy przepowiedziano mu, że zabije go jego własny wnuk, polecił zbudować na wyspie Tory kryształową wieżę i uwięził w niej swoją jedyną córkę Ethlinn, by nigdy nie miała dziecka. Kiedy wieści o tej pięknej więźniarce dotarły do uszu Ciana, syna Diana Cechta, lekarza ludu bogini Dany – jak twierdzi legenda – przysiągł on uwolnić dziewczynę. W kobiecym przebraniu zdołał oszukać strażników i dotarł do Ethlinn. Szybko jednak zorientował się, że nigdy nie wydobędzie jej z wieży. Odbył więc z nią stosunek miłosny i wymknął się przed świtem. Kiedy później Balor usłyszał o ciąży Ethlinn, musiał zdać sobie sprawę, że jego najgorsze obawy się sprawdziły. Podczas słynnej bitwy na Magh Tuireadh, Fomorowie starli się z Tuatha Dé Danann i choć Balor zdołał zabić dzielnego Nuadę, jego oddziały poniosły duże straty.

Tak jak przepowiedziano, Balor zginął później z ręki swego wnuka Lugha i z jego śmiercią zakończyły się fomoriańskie rządy terroru w Irlandii (interesujące, że imię tego złego władcy nadal fascynuje mieszkańców Tory i kiedy w 1931 roku na pozostałościach prehistorycznych fortyfikacji znaleziono niewielki skarb elżbietańskich monet, znalazczyni nie wątpiła, że były to „pieniądze Balora”). Przez pewien czas Irlandia cieszyła się pokojem i rozwojem pod dobroczynnymi rządami Tuatha Dé Danann, aż inny lud, Milezowie, rzucił im wyzwanie. Plemię to, pochodzące z Hiszpanii, nazwano tak od Milesiusa (co znaczy „żołnierz”), którego przodkowie mieli wywodzić się ze starożytnego Egiptu. Dzisiaj lud ten powszechnie uważa się za ostatnią grupę prehistorycznych najeźdźców i przodków celtyckich Goidelów, dzisiejszych mieszkańców Irlandii. To właśnie czterej synowie Milesiusa – Eber, Amergin, Ir i Colpa – dokonali podboju Irlandii i pokonali Tuatha Dé Danann. W tym momencie opowieść ta staje się jeszcze bardziej tajemnicza.

Według większości relacji, ocaleli Tuatha Dé Danann zostali wygnani z Irlandii i wrócili do swych bajecznych miast na północy. Czy mogli powrócić do swojej ojczyzny wewnątrz Ziemi? Historycy John Michell i Robert J. M. Rickard w książce Phenomena („Fenomeny”, 1977), w rozdziale poświęconym Pustej Ziemi uważają że takiej możliwości nie sposób wykluczyć: „Jeżeli w tych starożytnych mitach i opowieściach jest jakieś źdźbło prawdy, między dolnym i górnym światem musiał istnieć ożywiony ruch. Ludzie przenosili się z jednego do drugiego. Na przykład pamiętamy że według starych irlandzkich legend przed wiekami rozgorzała bitwa między Milezami i władającymi mocą czarodziejską Tuatha Dé Danann o panowanie nad krajem. W końcu podzielili go między siebie: zwycięscy Milezowie wzięli górną połowę, wypędzając starszy lud pod powierzchnię Ziemi”.

Niektórzy uważają, że interesujący, wysoki na 1,8 metra krzyż w kształcie litery „T” stojący na północnym wybrzeżu wyspy jest milczącym świadkiem tego odejścia. Wprawdzie pewne autorytety uważają go za chrześcijański, lecz lokalna tradycja twierdzi, że pochodzi on ze znacznie wcześniejszej epoki. Badacze dopatrują się w nim pewnego podobieństwa do krzyży znajdowanych w Egipcie. W ten sposób łączy się ten daleki skrawek Irlandii z pustynnym krajem na drugim końcu świata, gdzie, jak zasugerował Erich von Däniken, może znajdować się wejście do Pustej Ziemi. Na pewno nie ma drugiego takiego w całej Irlandii i są na nim trzy dziwaczne znaki, których pochodzenia dotąd nie wyjaśniono. Wysunięto tylko przypuszczenie, że jest on dziełem jakiegoś rzemieślnika z plemienia bogini Dany, a nacięcia na nim to ślady prób zniszczenia go przez Milezów – nieudanych, ponieważ okazał się za twardy. Ostateczne wnioski czekają na dalsze badania.


Krzyż w kształcie litery „T”, tzw. tau cross na wyspie Tory.

Inna tradycja twierdzi, że Tuatha Dé Danann udali się do ojczyzny swoich przodków przez wielki, podobny do krateru otwór w północnych klifach wyspy Tory. Szeroka na około 45 metrów u góry, dziura ta zwęża się znacznie ku dołowi, schodząc ku morzu, które często ją zalewa przez otwór w pobliżu podnóża klifów. Nic więc dziwnego, że wyspiarze spoglądająna to miejsce ze strachem i że wielu unika go nocą. Niektórzy nawet twierdzą iż słyszeli dziwne odgłosy wydobywające się z tego otworu… Michell i Rickard napisali również, że kiedy Tuatha Dé Danann zniknęli „pod ziemią”, ulegli degradacji w oczach Irlandczyków i opowieści o nich połączono z baśniami o sheegees (elfach) i innych czarodziejskich istotach. Czy możliwe jest, że ten tajemniczy lud wywodził się z Pustej Ziemi? Niektórzy uczeni przypuszczali, iż Tuatha Dé Danann byli z pochodzenia Normanami, choć na żadnej mapie Skandynawii nie ma bajecznych miast Falais, Gorias, Finias i Murias, z których mieli przybyć. Nie ma też żadnych dowodów na to, że ówcześni Skandynawowie byli tak inteligentni lub tak zaawansowani w dziedzinie techniki, nauki i medycyny jak Tuatha Dé Danann w tym okresie ich historii.

Jeśli jednak pochodzili oni z krainy poza biegunami, jak sądzą badacze Pustej Ziemi, byli więc tylko – jak przypuszczają Michell i Rickard – ostatnimi z licznych gości przybyłych na powierzchnię naszej planety, poczynając od najdawniejszych czasów. W ostatnim stuleciu w starożytnym indyjskim królestwie Konkan odkryto w jaskiniach szereg malowideł skalnych, które, jak się uważa, są odbiciem tradycji sięgającej prehistorii. Przedstawiają one grupę ludzi wychodzących z „pustej przestrzeni” pod powierzchnią Ziemi. Według legendy są to pierwsze istoty ludzkie przybywaj ące ze świata podziemnego, by zaludnić Ziemię. Dwa indiańskie plemiona z Ameryki Północnej również mają legendy twierdzące, iż ludzie powstali w głębi naszej planety. Mandanowie wierzą że niegdyś przebywali w jednej podziemnej wiosce nad wielkim jeziorem. Winorośl zapuściła korzenie aż do ich chat i sprawiła, iż ujrzeli światło w górze. Niektórzy odważniejsi mężczyźni i kobiety wspięli się po łodydze winorośli i zdumieli się widokiem, który roztoczył się przed ich oczami: pokrytej wszystkimi rodzajami roślinności ziemi, gdzie pasły się bizony. Kiedy połowa plemienia wydostała się na Ziemię, pod wpływem ciężaru ciała pewnej piersiastej lub grubej kobiety, która właśnie się wdrapywała, łodyga urwała się „zasłaniając światło Słońca przed nią i przed resztą Mandanów”.

Siuksowie również opowiadająhistorię o tym, iż kiedyś żyli w wielkiej podziemnej społeczności, zanim wydostali się na powierzchnię Ziemi. Legenda mówi, że ich emigrację przyśpieszyła wojna wywołana przez złego boga, którego powstrzymała grupa wojowników uznanych później przez ich plemię za bogów pomyślności. Na Wschodzie istnieje tradycja, że sam Adam przybył ze świata podziemnego. Według tej wersji pochodzenia rodzaju ludzkiego dom Adama znajdował się „w środku Ziemi”, a jego zadaniem było przeprowadzenie zwiadu na powierzchni naszej planety. Hinduski folklor uzupełnia tę legendę twierdząc, że Adam był królem grupy, która uciekła do Pustej Ziemi po wielkim kataklizmie, a potem wróciła na powierzchnię, by odrodzić ludzkość. Różne inne starożytne teksty religijne też wspominają o świecie ukrytym pod skorupą ziemską. Na przykład kiedy Gilgamesz, legendarny bohater eposów sumeryjskich i babilońskich, wyruszył z wizytą do swego przodka Utnapisztima, zszedł do wnętrza Ziemi. Tam też wyruszył Orfeusz na poszukiwania duszy Eurydyki. Ulisses, dotarłszy do najdalszych zachodnich krańców Ziemi, złożył krwawą ofiarę, by duchy zmarłych przybyły z głębi Hadesu i udzieliły mu rady.

W niektórych legendach również Wenus została wygnana „do wnętrza Ziemi”. Pisząc o tej samej tradycji w Records of the Past („Zapisy przeszłości”, 1923) genealog A. M. Sayce stwierdza: „Często mówi się nam o siedzibie, którą «bogowie stworzyli» dla pierwszych ludzi – siedzibie, w której ci ostatni «stali się wielcy» i «rozmnożyli się», a jej lokalizację opisuje się słowami dokładnie odpowiadającymi sformułowaniom z literatury hinduskiej, chińskiej, skandynawskiej i azteckiej, mianowicie «w środku Ziemi»”. Co więcej, pewna liczba takich legend stwierdza, że pierwsza cywilizacja na Ziemi powstała na dalekiej północy, zanim czapa lodowa skuła bezmiar Arktyki. Mówią one, że przodkowie człowieka przybyli z „Krainy Bogów”, „Niezniszczalnych Wysp” i z „Góry Meru”, położonego poza biegunem północnym pięknego miejsca pełnego światła, opisanego w jednej z opowieści jako „sięgające do nieba na północy”.

Dla starożytnych ludów obszar ten był cudownym, świętym krajem, zamieszkanym przez czarowników kierujących losami ludzkości. Dzisiejszym fascynującym echem tych starodawnych tradycji jest fakt, że dzieci piszą listy do świętego Mikołaja przebywającego w „krainie cudów” na biegunie północnym, prosząc o podarunki. Badacze Pustej Ziemi zwrócili również uwagę na pewną liczbę fragmentów z Biblii, zwłaszcza z Ksiąg Izajasza i Joba, które ich zdaniem wskazują że pojęcie to było dobrze znane i rozumiane w owych czasach. Szczególnie ważne są wersety z Joba 26,7-10*, które ich zdaniem odnoszą się do bieguna północnego i do świata podziemnego, który się pod nim znajduje: „Rozpościera północ ponad pustką, a ziemie zawiesza nad nicością. Skupia wody w swoich chmurach, a jednak obłok nie pęka pod ich ciężarem. Zasłania widok swojego tronu i rozpościera nad nim swój obłok. Na krańcu wód zakreślił granice, oddzielił światłość od ciemności. Grecki filozof Platon (ok. 427-347 p.n.e.) przypuszczalnie był pierwszym człowiekiem, który pisał o podziemnym świecie. W kilku swoich pracach wspomina o olbrzymich podziemnych potokach i tunelach, zarówno szerokich, jak i wąskich, we wnętrzu Ziemi, pisze też o tych, którzy mogą tam mieszkać. Stwierdza mianowicie, że prawdziwym domem boga Apollina jest piękna kraina Hyperborejczyków, ziemia życia wiecznego, gdzie, jak powiadają mity, spotkały się dwa gołębie wypuszczone z przeciwległych krańców Ziemi.

Dla podkreślenia związków Apollina z tym obszarem dodaje, że jego matka Latona, urodziła się na oceanie daleko poza Wiatrem Północnym. Apollo zaś siedzi w samym środku, na pępku Ziemi i to właśnie on objaśnia religię całej ludzkości. Dla osób wierzących w Pustą Ziemię „pępek Ziemi” jest dowodem na to, że ten wielki filozof miał na myśli świat podziemny. Pierwszym człowiekiem, który napisał całą pracę poświęconą koncepcji Pustej Ziemi był, co może wydać się zaskakujące, Edmund Halley, angielski astronom i matematyk (1656-1742). To właśnie on w 1682 roku zauważył kometę nazwaną dziś jego nazwiskiem. Dziesięć lat później mianowano go astronomem królewskim. Halley był bliskim przyjacielem Isaaca Newtona i przedyskutował z nim szczegółowo jego epokowe dzieło Philosophia Naturalis Principia Mathematica („Matematyczne podstawy filozofii przyrody”, 1687); z niego to wywodzą się równania matematyczne, które stały się podstawą całej współczesnej inżynierii technicznej. Jednak choć Halley zgadzał się z zaproponowanymi przez swego przyjaciela wyjaśnieniami różnych rodzajów zjawisk, od ruchów planet do spadania kuli armatniej, nie znalazł jednak odpowiedzi na pewne anomalie, na przykład deklinacje magnetyczne. Halleyowi chodziło zwłaszcza o to, że bieguny magnetyczne Ziemi – te, na które wskazuje igła kompasu – raczej wędrują niż stoją w miejscu.

Rezultatem tych rozważań był artykuł: An Account of the Cause of the Change of the Variation of the Magnetic Needle („Wyjaśnienie przyczyny zmian deklinacji igły magnetycznej wraz z hipotezą o wewnętrznej budowie Ziemi”), opublikowany w Philosophical Transaction wydawanym przez Royal Society of London w roku 1692. W tej długiej pracy, w oparciu o matematykę i filozofię, Halley wysunął hipotezę, że Ziemia nie jest ciałem jednolitym, lecz pustym w środku. Miała też zawierać trzy sfery, które, jak powiedział, rozwiązywały problem deklinacji magnetycznej. Według Halleya wystarczyło przyjąć, iż bieguny magnetyczne w istocie znajdowały się na jednej lub dwóch wewnętrznych sferach i że obracały się wokół osi z nieco inną szybkością niż zewnętrzna skorupa Ziemi. Sedno swojej tezy Halley ujął następująco:

Edmund Halley (1656-1742), angielski astronom i matematyk.

„Zewnętrzne części globu można nazwać skorupą, zaś wewnętrzne jądrem lub wewnętrznym globusem, zawartym w środku naszego, z płynną substancją pomiędzy nimi. Mając ten sam wspólny środek i oś obrotu dobowego, mogą obracać się wokół naszej Ziemi co 24 godziny; jednakże ta zewnętrzna sfera ma ruch obrotowy nieco wolniejszy lub szybszy niż wewnętrzna kula. Wraz z upływem czasu nawet bardzo niewielkie powtarzające się różnice stają się wyczuwalne. Dlatego wewnętrzne części będą stopniowo oddalać się od zewnętrznych i nie dotrzymując sobie kroku zdawać się przesuwać albo na wschód, albo na zachód dzięki różnicy ich obrotów. Założywszy zatem, że wewnętrzna sfera będzie miała taki właśnie ruch, rozwiążemy tę zagadkę. Jeżeli bowiem zewnętrzna skorupa Ziemi będzie magnesem, a jej bieguny będą się znajdowały w pewnej odległości od biegunów obrotu dobowego; i jeśli wewnętrzne jądro będzie takim samym magnesem mającym swoje bieguny w dwóch różnych miejscach, również odległych od jego osi, wówczas te ostatnie poprzez stopniową i powolną przemianą ruchu zmienią swoje położenie w stosunku do skorupy zewnętrznej; w ten sposób możemy dać rozsądne wyjaśnienie deklinacji magnetycznej, a nikt dotąd nie podjął takiej próby”.

Wymieniwszy wszystkie najważniejsze, jego zdaniem, zastrzeżenia czytelnika do swojej teorii – że żaden taki wewnętrzny glob nie będzie mógł się utrzymać we wnętrzu skorupy ziemskiej, że woda morska nieustannie będzie do niego ciekła, a całkowite ciemności uniemożliwią istnienie jakiejkolwiek formy życia – Halley raczej nieprzekonująco odwołuje się do „mądrości Stwórcy, który zadbał o makrokosmos znacznie lepiej niż ja mogę sobie wyobrazić czy wyrazić”. Przedstawił jednak diagram swojej wizji Pustej Ziemi wraz z kilkoma obliczeniami matematycznymi, by wyjaśnić swoją koncepcję:


Narysowany przez Halleya diagram Pustej Ziemi, który pojawił się w jego artykule w Philosophical
Transactions.

„Dołączam następujący schemat, na którym Ziemia jest przedstawiona na zewnętrznym kręgu, a trzy wewnętrzne kręgi są niemal równie proporcjonalne do wielkości planet Wenus, Marsa i Merkurego, które wszystkie mogą być włączone do globu ziemskiego i wszystkie te sklepienia są odpowiednio mocne, by uniosły ich ciężar. Każde takie sklepienie, ocienione inaczej od reszty, może składać się, jak przypuszczam, z materii magnetycznej, a całość obraca się wokół wspólnej osi, z tąjednak różnicą, iż zewnętrzna sfera robi to nieco szybciej niż wewnętrzna. Ponieważ średnica Ziemi wynosi około 8 tysięcy mil angielskich [12.872 kilometrów], zakładam, że jej skorupa ma grubość 500 mil [804,5 kilometrów], przyjmuję też następne 500 mil dla strefy pośredniej, niezbędnej dla wielkiej atmosfery należącej do planety Wenus; Wenus przydzielam skorupę tej samej grubości i pozostawiam taką samą przestrzeń między jej sklepieniem a Marsem; podobnie co do Marsa i Merkurego; co do tej ostatniej kuli zakładam, że jest jednolita i że ma około 2 tysięcy mil [3218 kilometrów] średnicy”.

Halley zakończył swój artykuł wyzywającym stwierdzeniem: „W taki oto sposób ukazałem możliwość istnienia znacznie bogatszego dzieła Stwórcy niż dotychczas przypuszczano. Jeśli wyda się ona dziwna tym, którzy nie są obznajomieni z  systemem magnetycznym, mam nadzieję, że po pierwsze poinformuje ich o faktach, a po drugie, niech przedstawią, jeśli zdołają, prostszą hipotezę”. Praca sir Edmunda Halleya o Pustej Ziemi miała kilka wydań i uległa pewnym zmianom przez następne trzydzieści lat, co nasuwa przypuszczenie, że była znana ludziom wykształconym, choć raczej nie została dobrze przyjęta przez współczesnych mu naukowców. Większość z nich znacznie bardziej zainteresowały jego wyjaśnienia odchylenia igły kompasu. Mimo to astronom królewski nie przestawał bronić swojej teorii, dodając w marcu 1716 roku inny ważny komentarz po szczególnie pięknej aurora borealis, którą oglądano w Europie Północnej. Dostarczyła ona Halleyowi odpowiedzi na pytanie, co oświeca świat podziemny.

Napisał inny artykuł dla Philosophical Transaction, w którym szczegółowo omówił zaobserwowaną wtedy zorzę polarną i znalazł dla niej własne wyjaśnienie. Według Halleya wysunięte przez astronomów hipotezy o pochodzeniu tego zjawiska są całkowicie błędne. Doszedł on do wniosku, że zorzę polarną wywołuje „ucieczka świecącej materii, która zapewnia odwiecznym sferom ciągłe światło dzienne”. Materia ta, stwierdził, naturalnie wymykałaby się tam, gdzie zewnętrzna sfera jest najcieńsza – to znaczy na dalekiej północy, gdyż jego przyjaciel Newton właśnie udowodnił mu, że Ziemia jest spłaszczona na biegunach – a Halley uważał, iż powodem tego spłaszczenia jest ścienienie sfery zewnętrznej.


Aurora Borealis

Chociaż później matematycy i fizycy odrzucili wywody Halleya, pozostała jednak pewna liczba ludzi dostatecznie zainteresowanych jego teorią by wspomnieć o niej w swoich własnych pracach. Jednym z pierwszych był Cottom Mather (1663-1728), purytański pastor z Nowej Anglii, znany z wywołania nagonki na czarownice w Salem. Całkowicie zgadzał się on z tą hipotezą i w książce
The Christian Philosopher („Chrześcijański filozof”, 1721) w rodziale pt. „O magnetyzmie”, przytoczył niemal dosłownie to, co Halley napisał. „Możemy uznać zewnętrzną część naszego globu jako skorupę”, napisał, „środkową zaś jako jądro lub wewnętrzny glob, które, mając ten sam wspólny środek i oś obrotu dobowego, mogą obracać się wokół naszej Ziemi co 24 godziny”. Później Mather stwierdził, że zgadza się również z wnioskami Halleya o aurora borealis:

„Wewnętrzna sfera pośrednia może być zawsze oświetlona; sklepienie zaś świecić od takiej substancji jak powierzchnia Słońca; a może mają one jakieś szczególne ciała świetlne, o których nie mamy pojęcia… Ale dość tego, gdyż dotarliśmy już poza ludzką przenikliwość; zagłębiliśmy się tak daleko, jak mogły nas zaprowadzić wszystkie przypuszczenia!” Jakkolwiek Mather bez żenady niemal dosłownie powtórzył tezę Halleya, można powiedzieć, że pomógł w przetrwaniu koncepcji Pustej Ziemi, gdyż późniejsze pokolenia czytelników, szukając w jego pracach opowieści o diabłach, demonach i innych dziwacznych zjawiskach wszelkiego rodzaju, natknęły się na ten ważny rodział. Płodny szwajcarski matematyk Leonhard Euler (1707-1783), który opracował nowe metody rozwiązywania problemów obserwacji astronomicznych, twierdził później, że jeśli wnętrze Ziemi jest puste, może tam być tylko jeden świat wewnętrzny z oświetlającym go środkowym słońcem. Sir John Leslie (1766-1832), szkocki filozof natury, który prowadził eksperymenty z promieniowaniem, uważał przeciwnie, że ten świat wewnętrzny powinien raczej mieć dwa słońca krążące wokół wspólnego środka ciężkości.

Nawet nazwał je Plutonem, od greckiego boga podziemi, i Prozerpiną od imienia jego żony. Jednak pomimo komentarzy tych wszystkich uczonych mężów i zainteresowania opinii publicznej, minęło niemal sto lat, zanim ktoś zajął się zagadką Pustej Ziemi z takim samym zaangażowaniem, jak sir Edmund Halley. Tym razem wszakże okazał się nim człowiek, który nie tylko był zainteresowany wyjaśnieniem pewnej teorii, jak astronom królewski, lecz także zamierzał odwiedzić podziemny świat. Nie wątpił bowiem, że znajduje się on pod jego stopami.

Opracował Amon na podstawie „Alec MacLellan – Tajemnica Pustej Ziemi”

Dla www.Strefa44.pl

Zostaw komentarz


Aby zatwierdzić komentarz skorzystaj z dolnego suwaka *


  • Facebook

Szukaj temat