Tajemnicze konstrukcje w Jakucji

Napisane przez Amon w marzec - 16 - 2016

Konstrukcje o których chcę wam dzisiaj opowiedzieć znajdują się w tzw. Dolinie śmierci znajdującej się w części Syberii zwanej Jakucją. Nasuwa się tu od razu pytanie gdzie ta Jakucja leży? Otóż republika ta jest częścią Federacji Rosyjskiej i leży we wschodniej jej części. Jest to geograficznie największy obszar podziału terytorialnego na świecie gdyż stanowi ponad 1/5 powierzchni całej Rosji. Obszar ten zajmuje sporą część Wyżyny Środkowo – Syberyjskiej, łańcuchy gór Czerskiego i gór Wierchojańskich. Główne miasta tego regionu leżą nad rzeką Leną (Jakuck), nad rzeką Audan (Audan), nad rzeką Wiłuj (Wiłujsk). Ta ostatnia lokalizacja prowadzi nas najbliżej górnego biegu rzeki Wiłuj i miejsca, którego nazwa geograficzna to Równina Centralnojakucka zwana przez miejscowych Doliną śmierci. Wywodzi się to stąd iż w tym rejonie świata panuje specyficzny suchy klimat kontynentalny oznacza to mniej więcej tyle, że zimy bardzo długie obfitują w temperatury nie rzadko przekraczające – 60 a nawet – 70 stopni Celsjusza, latem zaś temperatura wzrasta nawet do + 40 stopni w cieniu. Ponad to rejon ten zimą jak i latem jest szczególnie nie gościnny. W porze zimowej jedne z największych mrozów na naszej planecie sprawiają iż przetrwanie w takich warunkach jest ekstremalne utrudnione latem zaś obszar ten zamienia się w jedno wielkie rozlewisko z mnóstwem zdradliwych bagien i lejów krasowych do których wpadnięcie może zakończyć się śmiercią. Dlatego też obszar ten słynie ze zmumifikowanych szczątków zwierząt zamieszkujących te tereny nawet kilka tysięcy lat temu. Innym wytłumaczeniem nazwy tego miejsca jest jego tłumaczenie z języka Ewentów w którym nazwa tego miejsca brzmi Uliuju Czerkeczech co w niemal dosłownym tłumaczeniu oznacza „dolina śmierci”. Mówiąc krótko jest to przysłowiowy „koniec świata”, ale nie byle jaki bo zajmujący obszar ponad 100 tys. km kwadratowych.

ds

Echa przeszłości

 

Przez setki lat na tych terenach krążyły legendy o tak zwanych ognistych kulach, długich na wiele kilometrów piorunach, ognistych wirach, czarnych chmurach zasłaniających niebo na wiele godzin oraz potwornych grzmotach niosących się setki kilometrów.
Jedne z pierwszych tego typu ustnych przekazów pochodzą od ludu który te tereny zamieszkiwał od najdawniejszych czasów, a mianowicie Tunguzów. Opisują Oni pewne zdarzenie kiedy to w niewiarygodny sposób ich ziemie zostały otoczone przez „smolistą czerń” zaś w powietrzu niósł się przez wielkie odległości przeraźliwy ogłuszający ryk. Powstał wtedy „gnany niewidoczną siłą olbrzymi huragan przecinany ze wszystkich stron przez pioruny”. Kiedy całe zjawisko ucichło w centrum całego zdarzenia widać było połyskują w Słońcu dość pokaźnych rozmiarów strukturę, wokół której rozpościerał się krajobraz jałowej i wyniszczonej do cna krainy.

kula1

Jak opisują legendy konstrukcja owa była widoczna z dość dużych odległości zaś ona sama wydawała z siebie bardzo nieprzyjemny dźwięk. Po jakimś czasie owa struktura wydawała się obniżać aż w końcu całkiem zniknęła, a w miejscu w którym stała była przepaść na tyle głęboka, że nie było z powierzchni widać jej dna. Wedle słów legend, składała się ona z „trzech stopni śmiejących się przepaści”. Sugerować to może istnienie pokaźnej głębokości dziury w ziemi zaś rzekomy „śmiech” to przypuszczalnie echo kroków tych śmiałków którzy odważyli się zejść do pieczary. Legendy opisują kolejne szczegóły związane z tą swoistą dziurą w ziemi. W jej otchłani miała się rzekomo znajdować podziemna kraina zwana Szambalą z własnym Słońcem, które jakichś powodów bledło. Z tajemniczego otworu ponoć wydobywał się potworny odór. Był to zapach nieprzyjemny do tego stopnia, że przez długi czas nikt nie odważył się zamieszkać w sąsiedztwie tego miejsca. Z ustnych przekazów innych świadków owego wydarzenia wynika iż nad otworem unosiła się „wirująca wyspa” określana później mianem „grzmiącego dekla”. Tu od razu na myśl przychodzi mi obraz „grzyba atomowego” jaki nie raz widziałem w telewizji. Opis zdaje się dość dobitnie ukazywać to zjawisko z ust kogoś kto nie ma pojęcia co tak naprawdę widzi. Relacje mówią również o śmiałkach, którzy pokusili się, aby zejść na dno owej rozpadliny, jak mówią przekazy żadna z tych osób nigdy nie powróciła na powierzchnię.
Inna legenda z tego terenu powiada, w następujący sposób:
„… pewnego razu zdarzyło się coś, co przeraziło nawet najodleglejsze krainy… Z otchłani podziemia, z ogłuszającym hukiem i łomotem, wystrzelił ogromny ognisty bolid i … eksplodował na powierzchni, ziemia zatrzęsła się jak podczas erupcji wulkanu … po wybuchu długo jeszcze pluskało tam „morze ognia”, nad którym parowała dyskokształtna „obracająca się wyspa”.

Następstwa eksplozji poraziły tereny w promieniu co najmniej 1000 km. Świadkowie tego zjawiska wymarli od jakiejś dziwnej choroby, która się przenosiła dziedzicznie. Ocalały jedynie dokładne opisy tych wydarzeń.
Kolejny raz na myśl przychodzi mi eksplozja jądrowa, i to nie byle jaka bo rzędu nawet 400 Mt (megaton). Zaś tajemnicza choroba to skutki promieniowania lub raka nim wywołanego.
Po przeczytaniu części tego rozdziału pewnie zadajecie sobie pytanie co to ma wspólnego z tytułowymi konstrukcjami na terenie Syberii? Otóż wskazuje nam to na kilka poszlak o których szerzej opowiem dalej teraz jednak chciałbym się skupić na bardziej współczesnych doniesieniach. Pierwsze pisane przekazy odnośnie Doliny śmierci pochodzą od rosyjskiego badacza Syberii i przyrodnika Richard’a Maaka. Był to człowiek wykształcony jak na standardy XIX w. Przebywając w 1853 roku w osadzie Suntar napisał:

„…powiedziano mi, że w górnym biegu Wiluj znajduje się potok o nazwie Ałgyj timirbit (co przetłumaczyć można jako „wielki kocioł zatonął”), który wpływa do Wiłuj. Niedaleko jego brzegów w lesie znajduje się „gigantyczny kocioł” wykonany z miedzi. Jego rozmiary są nieznane, gdyż nad powierzchnią ziemi widać jedynie obrzeża, ale rośnie w nim kilka drzew…”.

Doniesienia te potwierdził w swoich dziełach inny znany badacz kultur tego regionu N.D. Archipow, pisze on tak w swoich notatkach:

Wśród populacji basenu Wiluj istnieją dawne legendy o istniejących w górnym biegu rzeki „brązowych kotłach” zwanych ołgui. Legenda ta zasługuje na uwagę, gdyż w okolicach, gdzie rzekomo znajdują się mityczne kotły płynie kilka potoków o nazwie Ołguidach czyli „Kotłowy Potok”.(…)

 

Mamy rok 1936 syberyjski kupiec Sawinow wraz ze swoją wnuczką postanawiają się przenieść do Siuldiukaru. Na terenie znajdującym się pomiędzy rzekami, który nazwany był Cheldju (co w języku jakuckim znaczy „żelazny dom”). Tam odnaleźli niewielki „spłaszczony łuk” z którego prowadził spiralny korytarz do podziemnych metalowych komór. W tym że miejscu wraz z wnuczką przeczekali noc. Sam Sawinow mówił potem, że nawet w największe mrozy na zewnątrz we wnętrzu konstrukcji było zawsze ciepło. Nasuwa to myśl iż owe konstrukcje musiały być zasilane, bądź musiały emanować jakimś źródłem energii.
zelaznydomheldiju

Jakuckie przekazy z tego okresu, mówią o myśliwych którzy mieli okazję nocować w podobnych obiektach jak ten opisany przez Sawinowa. Zapadali potem na dziwne choroby których latami nie dało się wyleczyć, ci zaś którzy odważyli się spędzić tam kilka dób wkrótce potem umierali z niewidomej przyczyny. Sami miejscowi mówili, że są to miejsca „nie dobre” lub wręcz „przeklęte” i jak wynika z ich opowieści zazwyczaj w dużym stopniu podmokłe. Zauważyli oni również iż miejscowe zwierzęta z dala omijają takie miejsca.

Z tego samego roku pochodzi również inna relacja jednego z geologów badających te okolice, któremu zostało pokazane przez przewodników pewne miejsce leżące wzdłuż rzeki Ołguidach (Miejsce z kotłem). Znajdował się tam półkolisty obiekt częściowo wkopany w grunt o czerwonawym połysku podobnym do koloru miedzi. Jak później opisywał ten obiekt ów geolog, jego krawędź była niewiarygodnie ostra. Obiekt ten według opisu wystawał nad powierzchnię ziemi jedynie na jedną piątą średnicy i był w niej zagłębiony pod kątem tak iż człowiek jadący na reniferze mógł bez problemu wjechać pod niego. Na podstawie raportu tegoż naukowca w 1979 roku z Jakucka wyruszyła ekspedycja naukowa której celem było odnalezienie owego obiektu, jednak szukano go bezskutecznie.
W 1997 roku Michaił Koreckij z Władywostoku pisze list do gazety „Trud” w którym twierdzi iż widział on owe tajemnicze konstrukcje. Oto jego fragmenty:

ataradak

Byłem tam trzykrotnie. Pierwszy raz w 1933, gdy miałem 10 lat i podróżowałem z ojcem, gdy on wybrał się w poszukiwaniu zarobku. Następnie w 1937, bez ojca. Ostatni raz zaś w 1947 jako członek grupy młodych osób.

Dolina Śmierci rozciąga się na obszarze po prawej stronie dopływu Wiłuj. W rzeczywistości to cały szereg dolin wzdłuż zalanych obszarów. Przez wszystkie trzy razy byłem tam w towarzystwie przewodnika, Jakuta. Nie udaliśmy się tam dlatego, że żyło się dobrze, ale w dawnych czasach można było szukać złota bez zagrożenia, że zostanie się obrabowanym lub dostanie kulę w łeb.

Co do tajemniczych obiektów, to jest ich tam najprawdopodobniej wiele, gdyż za każdym razem widziałem 7 z owych „kotłów”. Wszystkie zadziwiły mnie będąc zupełnie niewiarygodnymi. Po pierwsze zadziwiał ich rozmiar – od 6 do 9 m. średnicy.

Po drugie, wykonane były z dziwnego metalu. Wszyscy piszą, że wykonane były z miedzi, ale ja jestem pewien, że nie była to miedź. Chodzi o to, że nawet przy pomocy zaostrzonego dłuta nie dało się porysować „kotłów” (a próbowaliśmy nieraz). Metal nie pękał i nie dało się go odłamać przy pomocy młotka. Na miedzianej powierzchni młotek zostawiłby z pewnością zauważalne wgniecenia. Jednak ta „miedź” pokryta jest powłoką nieznanego materiału przypominającego szmergiel. Jednak nie jest to śniedź ani łuska – nie da się tego ani wykruszyć ani też zadrapać.

Nie napotkaliśmy schodzących w dół szybów z komnatami, ale zauważyłem, że roślinność wokół kotłów jest nienaturalna – zupełnie inna od tego, co rośnie wokoło.

Jest znacznie bardziej obfita: łopian o wielkich liściach, bardzo długie łoziny i dziwna trawa, półtora lub nawet dwa razy wyższa od człowieka. W jednym z „kotłów” cała nasza grupa (6 osób) spędziła noc. Nie wyczuwaliśmy niczego niedobrego i opuściliśmy go bez żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Nikt nie czuł się potem źle za wyjątkiem tego, że 3 miesiące później jednemu z moich przyjaciół wypadły wszystkie włosy. Mnie zaś po lewej stronie głowy (na której zazwyczaj śpię) pojawiły się trzy niewielkie wrzody wielkości główek zapałek. Próbowałem się ich pozbyć całe życie, ale są ze mną do dziś.

Nasze wysiłki w próbach odłamania choć kawałka dziwnego „kotła” nie przyniosły skutków. Jedyną rzeczą, jaką przywiozłem był kamień. Jednak nie zwyczajny kamień: w połowie doskonale okrągły, 6 cm średnicy. Był czarny i nie nosił żadnych śladów obróbki, choć był niezwykle gładki, jakby wypolerowany. Podniosłem go z ziemi wewnątrz jednego z tych kotłów.

Zabrałem moją pamiątkę z Jakucji do wsi Samarka w dystrykcie Czugujewka w Kraju Primorskim, gdzie w 1933 mieszkali moi rodzice. Odłożyłem go aż do czasu, gdy moja babka zdecydowała się na budowę domu. Trzeba było wstawić szyby do okien, ale w całej wsi nie było szklarza. Starałem się przeciąć szybę krawędzią półkolistego kamienia i okazało się, że tnie on z zadziwiającą łatwością. Potem moje znalezisko używane było często w charakterze diamentu przez naszych krewnych i przyjaciół. W 1937 roku dałem kamień dziadkowi, ale na jesieni został on aresztowany i wywieziony do Magadanu, gdzie przetrzymywany był bez wyroku do 1968, kiedy to zmarł. Nikt nie wie, gdzie znalazł się mój kamień…”

W swym liście Korecki podkreśla, że w 1993 roku jakucki przewodnik powiedział mu, że … 5 lub 10 lat temu odkrył kilka okrągłych kotłów (były zupełnie okrągłe), które wystawały wysoko (wyżej niż człowiek) nad powierzchnię gruntu. Wyglądały na zupełnie nowe. Następnie myśliwy widział je znowu, jednakże teraz zniszczone i porozbijane. Korecki zauważa także, iż gdy odwiedzali jeden z kotłów po raz drugi, w czasie kilku lat musiał on znacznie osiąść w ziemi. (…)”.
Istnieje również przekaż z 1971 roku od jednego z myśliwych który twierdził, że w okolicy między dwiema rzekami znanej jako Niugun Bootur (ognisty bohater) oraz Atadarak (miejsce z trzygraniastym harpunem) znajduje się wystający z gruntu obiekt, dzięki któremu okolica uzyskała swą nazwę – bardzo duży trzygraniasty żelazny harpun, zaś w okolicy znanej jako Cheliugur (metalowi ludzie) położona jest ponoć żelazna nora, w której leżą chudzi, czarni i jednoocy ludzie w ubraniach z żelaza. Powiedział także, że wie gdzie znajduje się to miejsce i może je pokazać, gdyż nie jest to daleko. Nikt nie uwierzył mu, on zaś w międzyczasie zmarł.

kociol

Jakuckie legendy zawierają liczne odniesienia do eksplozji, ognistych tornad i płonących kul wznoszących się w powietrze. Wszystkie te zjawiska są w pewien sposób połączone z tajemniczymi metalowymi konstrukcjami, jakie znajdują się w Dolinie Śmierci. Niektóre z nich stanowią znacznej wielkości okrągłe metalowe domy stojące na licznych wspornikach. Nie posiadają ani drzwi ani okien, a jedynie przestrzenny właz na szczycie kopuły. Niektóre z nich pogrążyły się już niemal kompletnie w wiecznej zmarzlinie z ledwie dostrzegalnym łukowatym wybrzuszeniem na powierzchni. Obcy sobie świadkowie opisywali ów grzmiący metalowy dom w ten sam sposób. Inne obiekty porozrzucane po okolicy to metaliczne półkoliste pokrywy skrywające coś nieznanego. Jakuckie legendy mówią, że tajemnicze płonące kule produkowane są przez otwór miotający dym i ogień z grzmiącą stalową pokrywą. Reasumując mamy powiązanie pomiędzy jakuckimi legendami a tym co wiarygodni jak się wydaje świadkowie widzieli w dolinie śmierci.

Incydent

W wielu źródłach z których korzystałem pisząc niniejszą rozprawę przewija się jeszcze jeden wątek być może mający związek z tym co się dzieje na tym terenie, działo lub wynika z jakichś jego właściwości. W 1991 roku niemiecka stacja telewizyjna Deutsche Welle podała i w 1954 roku ówczesna armia radziecka na północnych terenach republiki Sacha przeprowadziła jeden z testów atomowych. Jego celem miało być zdetonowanie ładunku wodorowego o sile około 10 kt (kiloton). Jak wynika z informacji podanych przez stację z nieznanych powodów siła eksplozji przekroczyła 20 Mt (megaton), jest to cały rząd wielkości ! Po eksperymencie cały obszar odcięto od potencjalnych ciekawskich i przez kilka lat prowadzono tam pracę, których przeznaczenie i wyniki są do dzisiaj nieznane. W takim układzie co spowodowało tak niewiarygodne spotęgowanie testowej eksplozji? To pytanie pozostaje jak na razie bez odpowiedzi.

Czeska wyprawa – potwierdza istnienie konstrukcji

 

W 2008 roku na Syberię wybrał się czeski badacz zjawisk niewyjaśnionych Ivan Mackerle wraz z ekipą. Jedyne co udało im się odkryć to seria dziwnie wyglądających stawów średnicy około 50m na środku których znajdowała się okrągła wysepka średnicy do 30m. Według badacza staw nie wyglądał na naturalny twór, gdyż ów pierścień ziemi jak się później okazało ma otwór również zalany wodą. Kilka kilometrów dalej jak podaje badacz znaleźli inny staw idealnie okrągły o średnicy koło 10m, a w nim masywną przekrzywioną kopułę którą pokrywała warstwa mułu. Badacze rozbili tam obóz i spędzili noc. Następnego dnia część grupy łącznie Mackerle’m miała zawroty głowy. Dlatego zrezygnowano z dalszych badań tego obiektu jak mówił sam badacz „jakuckie legendy znalazły potwierdzenie”. Ekipa ma zamiar wrócić w to miejsce ze sprzętem by osuszyć jezioro jednak nie podano nawet przybliżonej daty kiedy ma to nastąpić.

Źródło: nieznane

Zostaw komentarz


Aby zatwierdzić komentarz skorzystaj z dolnego suwaka *


  • Facebook

Szukaj temat