Radziecka stacja Salut 7 weszła na orbitę 19 kwietnia 1982 roku. Najnowsza i najbardziej zmodyfikowana z serii Salut, kontynuowała pracę swoich poprzedników: prowadzono na niej badania naukowe, technologiczne, biologiczne i medyczne. Zgodnie z planami inżynierów, miał działać przez pięć lat. Jednak dwa lata później Salut-7 został złapany przez deszcz meteorytów i zaczął opuszczać orbitę Ziemi. W 1985 roku kontakt z nim został przerwany. Podjęto próby uratowania „martwej” stacji – przywrócenia jej zasilania i podłączenia do paneli słonecznych. Jednak w 1986 roku odbyła się ostatnia wyprawa Sojuza-7.

Wtedy załoga radzieckich astronautów po raz pierwszy na świecie przeleciała z jednej stacji na drugą. Pobrali próbki, zamknęli Sojuz 7 i wrócili na stację Mir. Z powodu wysokiej aktywności słonecznej w 1990 r. kompleks orbitalny zaczął niekontrolowanie spadać. W lutym 1991 r. wszedł w atmosferę, a większość jego niespalonych części wpadła do wód Oceanu Atlantyckiego.

Sklasyfikowane zjawisko

Salut-7 stał się bardziej zmodernizowaną wersją wszystkich poprzednich stacji z rodziny Salut. Do już istniejącego sprzętu naukowego dodano instalację biotechnologiczną Tavria, instalację Crystal z piecami elektrycznymi Magam-F i Korund, teleskop rentgenowski RT-4M oraz francuski sprzęt fotograficzny Pyramig, badający przestrzeń pozaziemską. Salut-7 miał działać przez pięć lat i mieć gwarancję ukończenia pięciu ekspedycji. Nawiasem mówiąc, stacja istniała znacznie dłużej, bo aż do 1991 roku. Odbyło się na niej sześć wypraw głównych i pięć wizytujących.

Podczas działania Sojuza-7 przeprowadzono sześć głównych ekspedycji i pięć ekspedycji wizytujących. Jedna z misji tak zszokowała astronautów, że nie byli w stanie opisać tego, co napotkali. Musieli milczeć na temat tego „zjawiska”, chociaż amerykańscy astronauci również je widzieli.

W lutym 1984 roku statek kosmiczny Sojuz-10 zadokował do stacji orbitalnej Salut-7. Na pokładzie znajdowało się sześć osób: dyrektor misji Leonid Kizim, badacz Oleg Atkov, inżynier lotu Vladimir Solovyov, a także astronauci Vladimir Dzhanibekov, Igor Volkov i Svetlana Savitskaya. Załoga ta nie tylko po raz pierwszy wykonała sześć spacerów kosmicznych podczas jednego lotu i ustanowiła rekord lotu wynoszący 237 dni, ale także była świadkiem niesamowitego wydarzenia, które zostało natychmiast sklasyfikowane. W 155. dniu lotu Leonid Kizim wysłał na Ziemię wiadomość, która stała się najbardziej tajemniczą w historii eksploracji kosmosu. Powiadomił on centrum kontroli, że widział na swojej drodze niewyraźną pomarańczową chmurę. Kiedy stacja weszła w nią, ognisty blask przesączył się do środka i otaczając załogę, oślepił ich na chwilę. Kiedy wzrok im powrócił, zobaczyli po drugiej stronie iluminatora 7 nieznanych istot o wzroście około 100 stóp, uśmiechniętych, lecących w przestrzeni niedaleko stacji. Przypominały ludzi, ale były ogromne, miały ogromne skrzydła na plecach i błyszczącą aureolę wokół głowy. Istoty wyglądały tak, jak zwykle opisuje się anioły.

Uśmiech aniołów

Uśmiechy były odciśnięte na ich lśniących twarzach, jakby przesiąkniętych zachwytem i radością. Astronauci nie mogli znaleźć słów, aby opisać to, co widzieli i wszyscy zgodzili się, że istota ludzka nie może wyrazić takiej duchowości prostym ruchem warg. Po krótkim spotkaniu zespół przesłał raport o „cudownym” incydencie na Ziemię. Możemy przypuszczać, co działo się w tym czasie w Centrum Kontroli. Cała szóstka astronautów została natychmiast poddana różnym testom psychicznym i medycznym, które wykazały, że nie było żadnych wad.

Raport został sklasyfikowany jako tajny, a astronautom surowo nakazano milczenie na temat tego, co się stało, zabraniając podważania autorytetu radzieckiej astronautyki religijnymi bajkami. I milczeli. Tylko oni nawzajem wiedzieli o tajemniczych „gościach”, którzy czasami pojawiali się podczas lotów w kosmos.

Astronauta testowy Sergey Krichevsky jako pierwszy otwarcie mówił o tych niezwykłych paradoksach na orbicie w 1995 roku podczas wykładu w Nowosybirskim Międzypaństwowym Instytucie Antropologii Kosmicznej. „Astronauci przekazują informacje o takich wizjach tylko sobie nawzajem, dzieląc się informacjami z tymi, którzy wkrótce polecą” – powiedział w swoim zdumiewającym raporcie.

„Tam, na orbicie, czasami nie można się zorientować, gdzie jest sen, a gdzie rzeczywistość…” przyznał również pilot-astronauta Alexander Sieriebrow.

Pomimo naukowego sceptycyzmu, radzieccy astronauci niejednokrotnie wspominali niewytłumaczalne zjawiska, których stali się naocznymi świadkami lub uczestnikami. Na przykład Władisław Wołkow słyszał szczekanie Łajki, która zmarła na orbicie, a także głosy i płacz dziecka. Georgy Grechko odczuwał uporczywy nacisk irracjonalnego niepokoju, gdy przelatywał nad Przylądkiem Horn, który jest znany z dużej liczby wraków statków. Jurij Gagarin wychwycił dźwięki podobne do muzyki elektronicznej.

„Transformacje”

„Co się dzieje? Osoba nagle przechodzi jedną lub kilka transformacji, niespodziewanie zmieniając się w jakąś nadprzyrodzoną bestię, praktycznie czując się w jej skórze. Reinkarnacje mogą trwać w nieskończoność. Czując swoje wielkie niebieskie pazury i łuski każdym nerwem, widząc nawet błony między palcami, były astronauta „wędruje” po nieznanej planecie, „rozmawia” z jej innymi mieszkańcami. Później staje się kimś innym – wyobraź sobie, że przenosi się do ciała istoty z innej epoki lub innej galaktyki, natychmiast ucząc się nowego języka, nawyków i zwyczajów. Świat zupełnie mu nieznany, akceptuje jako coś zupełnie zwyczajnego. Żadna technologia kosmiczna z taką szybkością i łatwością nie jest w stanie przetransportować człowieka w czasie i przestrzeni. Wszyscy astronauci, którzy znaleźli się w podobnym stanie, jednocześnie identyfikują potężny strumień informacji pochodzący z zewnątrz”, powiedział astronauta Sergey Krichevsky.

Sergey Krichevsky nazwał te zjawiska „efektem Solaris”.

Efekt Solaris

Te niezwykłe zjawiska stały się zagadką dla psychologów, którzy są związani z kosmosem. Niektórzy zaczęli mówić o tym, że chodzi o zmianę stanu świadomości pod wpływem promieniowania kosmicznego i ciągle zmieniającego się pola magnetycznego. Prawie wszyscy astronauci doświadczają „efektów Solaris”. Naukowcy wciąż próbują podać racjonalne uzasadnienie tego zjawiska. Niektóre rzeczy można przypisać presji lub halucynacjom. Eksperci wyjaśnili błyski w oczach opisane we wspomnieniach astronauty Valentina Lebedeva, mówiąc, że wysokoenergetyczne cząstki kosmiczne przeleciały przez gałkę oczną. Reszta mówi o tym, że my, ludzie, niewiele wiemy o wszechświecie, który sam w sobie jest inteligentny i dlatego wchodzi w kontakt. Jeszcze inni wysunęli wersję o pozaziemskiej cywilizacji, która zdołała opanować przestrzeń kosmiczną.

Niezależnie od przyczyn tajemniczych zjawisk, jedno pozostaje pewne – przestrzeń kosmiczna jest pełna ogromnej liczby tajemnic, które wciąż są niedostępne dla ludzkiego zrozumienia.

„Nasza ojczyzna jest gdzieś poza Ziemią”

„Myślę, że zdecydowanie nie jesteśmy sami we wszechświecie, ktoś jest wokół nas. To pewne. Po prostu nie dożyliśmy momentu, w którym miałoby to sens, aby jakoś z nami współdziałać, nasze umysły nie są na to gotowe. Jestem w pełni przekonany, że ogrom kosmosu nie jest martwy. A nasza Ziemia jest naprawdę mała. Od czasu do czasu miałem myśli, że zostaliśmy osiedleni na planecie Ziemia, że nasza ojczyzna w niektórych miejscach nie znajduje się na naszej planecie. Istnieje teoria „zasiewu”: wydaje się, że zostaliśmy w jakiś sposób sprowadzeni i zasiani. W końcu w tej chwili odkryto już ponad tysiąc planet podobnych do Ziemi. Oczywiście istnieje inteligentne życie, jestem całkowicie pewien, że istnieje ono w niektórych miejscach” – powiedział astronauta Władimir Sołowjow.

Opracował: Amon
www.strefa44.pl
www.strefa44.com.pl

Zostaw komentarz


Aby zatwierdzić komentarz skorzystaj z dolnego suwaka *


  • Facebook

Szukaj temat