„Aniele Boży, stróżu mój…” – tak rozpoczyna się modlitwa, którą katolicy proszą swego niewidzialnego opiekuna o wsparcie i ochronę. Katechizm uznaje anioły za stworzenia duchowe doskonalsze od ludzi, pełniące rolę pośredników z Bogiem. Ich tradycyjny wizerunek, jako długowłosych skrzydlatych mężów o cudnej urodzie upada jednak w konfrontacji z opisami ze Starego Testamentu. Jeszcze bardziej zaskakujące są dzieje anielskiej magii i kultu, które – jako kontrowersyjne – bywały przez Kościół tuszowane…
Aniołowie wyklęci – ojcowie olbrzymów
Istoty odpowiadające współczesnej definicji anioła występowały w wielu religiach starożytnego Wschodu, z których czerpała tradycja judeochrześcijańska. Aniołowie Stróże istnieli już w wierzeniach Sumerów (jeden z zachowanych tekstów nazywa boginię Nidabę ich królową). W bezcielesne i nadrzędne wobec człowieka istoty wierzyli też Akadyjczycy, Chaldejczycy oraz antyczni Grecy. Wyróżnienie aniołów na tle demonów i innych eterycznych istot nie było łatwe, toteż św. Augustyn (354-430) stworzył obowiązującą do dziś definicję, iż anioł to nie oddzielna kategoria bytu, lecz duch ze specjalnym zadaniem od Boga.
Rozbudowana wiara w anioły istniała też u Izraelitów, czego ślady zachowały się w Starym Testamencie, Talmudzie i Kabale. Biblijni aniołowie uważani byli za posłańców od Boga i dowódców jego armii (jeden z nich miał zniszczyć wojsko asyryjskiego króla Sennacheryba). Mogły przypominać ludzi, choć niektóre – jak cheruby widziane przez Ezechiela – miały po dwie pary twarzy i skrzydeł. Stary Testament nie określa jednak, skąd wzięli się aniołowie i wymienia imiennie tylko dwóch w z nich – Gabriela i Michała.
Kabała – żydowska tradycja mistyczna, zawarta m.in. w księdze „Zohar” – spisanym w średniowieczu komentarzu do Tory, pokazuje inne oblicze obcowania z aniołami. Wspomina, że każdy człowiek ma przy sobie dwóch spośród nich – dobrego i złego. Dzieli ona także anioły na różne kategorie i hierarchie, przypisując każdemu określone zadania. Aniołowie mieli ponadto znać przyszłość ludzkości i być może dlatego kabalistyczna tradycja zabraniała poznawania wiedzy o nich osobom młodym, gdyż miało to prowadzić do utraty zmysłów. Nie wolno było również oddawać im czci.
Za dowód na „cenzurę” anielskiego wizerunku przez Kościół wiele osób uznaje odrzuconą z kanonu Biblii „Księgę Henocha”, opisującą losy patriarchy („siódmego po Adamie”), który – zgodnie z relacją w „Księdze Rodzaju” – nie umarł, lecz został cieleśnie „zabrany przez Boga” w wieku 365 lat. Zdaniem biblistów, księga jest zbiorem tekstów powstałych między IV a końcem I stulecia przed Chrystusem. Główne kościoły uznają ją za apokryf, prawdopodobnie ze względu na zbytnią kontrowersyjność (weszła ona jednak do kanonu Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego).
„Księga Henocha” była znana pierwszym chrześcijanom i znaleziono ją w kolekcji słynnych zwojów znad Morza Martwego. Składa się z pięciu części, z których najbardziej niezwykła jest pierwsza, zwana „Księgą Obserwatorów”. Opisuje ona poznane przez Henocha dzieje Grigori (aram. iyr) – upadłych aniołów określanych „Obserwatorami”, którzy związali się z ludzkimi kobietami, płodząc wzmiankowanych w Genesis „synów Boga” – rasę mocarzy nefilim. Grupą 200 aniołów, jacy zbuntowali się przeciwko Bogu i zeszli na Ziemię dowodził Semjaza.
„Kobiety stały się brzemienne i wydały na świat potężnych olbrzymów mierzących trzysta łokci. Pożarli oni cały ludzki dorobek, a kiedy ludzie nie mogli ich więcej utrzymać, ci obrócili się przeciwko nim i ich pożarli. […] Potem olbrzymi zjadali siebie nawzajem i pili własną krew” – wspomina księga.
Ojcowie rasy olbrzymów przynieśli jednak ludziom wiedzę dającą impuls do rozwoju cywilizacji, o czym tak wspomina apokryf: „Azazel nauczył ludzi, jak kuć miecze i noże […], Semjaza nauczył zaklinania i ogrodnictwa, Armaros – odczyniania uroków, Barachiel – astrologii, Kokabiel – rozpoznawania konstelacji, Ezekiel – wiedzy o chmurach, Arakiel – wiedzy o znakach ziemskich, Szamsiel nauczał o znakach na Słońcu, a Sariel o księżycowych cyklach”.
Kresem Grigori był potop i zesłanie przeciwko nim archaniołów, którzy wzniecili między nimi konflikt, zniszczyli ich potomstwo, dzieło i zatarli po nich pamięć. Ta przedziwna, ale i bardzo szczegółowa relacja skłoniła wielu do innego spojrzenia na biblijną angelologię. Pojawiły się nawet teorie wiążące Obserwatorów z obcymi astronautami, którzy skrzesali iskry do rozwoju rodzaju ludzkiego i cywilizacji…
Dziwne życie Johna Dee i język aniołów
Kiedy w 1453 r. Turcy zdobyli Konstantynopol, ewakuujący się z podbitych przez islam terytoriów uczeni przywozili do Zachodniej Europy księgi naukowe i magiczne. Tą drogą trafił do Włoch zbiór traktatów „Corpus Hermeticum”, który w 1463 r. został przetłumaczony z greki przez Marsilio Ficino (1433-99) – humanistę i kierownika Akademii florenckiej, dając początek trwającemu dekady trendowi na studiowanie nauk tajemnych. Białą i czarną magią oraz innymi dziedzinami okultystycznymi parały się najtęższe umysły renesansu. Choć najpopularniejsze były astrologia i alchemia, niektórzy magowie-kabaliści próbowali kontaktu z bytami demonicznymi i anielskimi. Rad, jak je przywoływać, udzielał w swoich pismach m.in. słynny niemiecki mag – Heinrich Cornelius Agrippa (1486-1535).
Najbardziej znaną i dziwaczną postacią na tym polu był jednak John Dee (1527-1609) – angielski matematyk, optyk, a także doradca i nadworny astrolog Elżbiety I (1533-1603). Dee – bez wątpienia jeden z najświatlejszych ludzi epoki – w dojrzałym wieku porzucił nauki ścisłe na rzecz komunikacji z aniołami. Twierdził, że dzięki temu spisał ich język zwany „enochiańskim”, który miał umożliwić mu poznanie tajemnic zawartych we wspomnianej „Księdze Henocha”.
Ten żarliwy chrześcijanin, a także współautor planu angielskich podbojów kolonialnych, po 50 roku życia zaszył się w swej posiadłości w podlondyńskim Mortlake, oddając się krystalomancji – sztuce okultystycznej wykorzystującej kryształy do celów wieszczych. W 1581 r. po raz pierwszy zobaczył dzięki nim postać anioła Uriela, a rok później miał otrzymać od niego specjalny „przedmiot” umożliwiający kontakt ze światem nadprzyrodzonym.
„Dnia 21 listopada 1582 r., kiedy byłem zatopiony w rozmyślaniach i modlitwie, nagle koło mojego muzeum zajaśniało rażącym blaskiem i wśród tego blasku zjawił się przede mną anioł” – pisał. „Na jego widok przerażenie odjęło mi mowę, lecz anioł, uśmiechnąwszy się łaskawie, podał mi kryształ o wypukłym kształcie i powiedział, że jeśli zapragnę rozmawiać z duchami, muszę silnie się w niego wpatrywać, a one ukażą mi się i odsłonią tajemnice przyszłości”.
Uczony wiedział, że do komunikacji z istotami z innego wymiaru potrzebuje pomocnika – dobrego medium, które będzie szybko wpadać w trans. Odnalazł go w postaci Edwarda Kelleya (1555-97) – człowieka o bardzo niepewnej przeszłości, z którym zamykał się w niedostępnej sali odprawiając tajemne seanse. Jak precyzował doc. Roman Bugaj (1922-2009) – najwybitniejszy polski historyk okultyzmu, kryształ od Uriela ustawiony był w „domowej kaplicy” Johna Dee, na postumencie zwanym „stołem Boga”, który pokrywały magiczne znaki (co ciekawe, oba te przedmioty zachowały się do dziś).
Najdziwniejsze było jednak to, że aniołowie porozumiewali się z mistrzem Dee w specjalnym języku, który nazywał on „enochiańskim”, „anielskim” albo „adamicznym” i którym mieli posługiwać się pierwsi ludzie. Przekazy w nim Kelley wypowiadał podczas seansów, a Dee spisywał je specjalnym pisanym od prawej do lewej alfabetem. Część z tych zapisków została zawarta w „Liber Loagaeth” („Księdze boskiej mowy”). Warto dodać, że partię adamicznego przesłania Kelley wypowiedział podczas pobytu pary magów w Krakowie w 1585 r.
W skład przekazów wchodziły tzw. zawołania enochiańskie, składające się z 19 kluczy, z których dwa służyły do przywoływania duchów, kilkanaście do kontrolowania sił przyrody, a ostatni do otwierania tzw. aethyrów – rodzaju map kosmosu. Pogrążony w transie Kelley miał wypowiadać anielskie słowa od tyłu, gdyż w formie oryginalnej miały zbyt wielką „moc”. Teksty te, publikowane wielokrotnie po śmierci obu magów, do dziś spowija otoczka tajemnicy, tym bardziej, że enochiańską mowę wykorzystał w „Biblii Szatana” Anton Szandor LaVey (1930-97), a jej studentem był także Aleister Crowley (1875-1947).
Specjaliści od języka, którzy badali enochiański, mieli jednak bardzo różne opinie. Donald Laycock (1936-88) – australijski lingwista, uznał, że jego cechy fonetyczne są charakterystyczne dla glosolalii – transowej mowy będącej zbitką przypadkowych słów i sylab (uznawaną przez niektórych chrześcijan za tzw. dar języków). Także koniugacja i inne cechy zbliżały ten język do angielskiego z elementami łaciny.
W przypadku Dee i Kelleya kabalistyczna przestroga o zgubnych skutkach kontaktu z aniołami okazała się trafna. Ok. 1589 r. przestali spisywać przekazy, gdyż stawały się coraz dziwaczniejsze (byty nakazały magom m.in. podzielić się wszystkim, łącznie z żonami). Po tym, jak rozstali się, Kelley kontynuował karierę jako alchemik, jednak nadużywszy cierpliwości cesarza Rudolfa II, został uwięziony na zamku w Moście, gdzie zmarł w 1597 r. Dee z kolei powrócił do rozgrabionego Mortlake. Przez kilkanaście lat sprawował dzięki królewskiemu wstawiennictwu stanowisko naczelnika koledżu, jednak nie mógł się w tym odnaleźć. Umarł w biedzie ok. 1609 r., przytłoczony opinią dziwaka i czarnoksiężnika.
Z aniołami jak widać wiąże się długa tradycja filozoficzna i okultystyczna, o której mówi się rzadko. Żywym dowodem na istnienie tajemnych kultów anielskich są z kolei jazydzi – niewielka grupa, prześladowana ostatnio przez irackich islamistów uznających ich religię za dzieło Szatana. Jazydzi wierzą bowiem w Anioła-Pawia (Melek Taus), który unicestwił piekło i któremu Allach przekazał władzę nad światem, bo sam przestał się nim zajmować…
„Aniele Boży, stróżu mój…” – tak rozpoczyna się modlitwa, którą katolicy proszą swego niewidzialnego opiekuna o wsparcie i ochronę. Katechizm uznaje anioły za stworzenia duchowe doskonalsze od ludzi, pełniące rolę pośredników z Bogiem. Ich tradycyjny wizerunek, jako długowłosych skrzydlatych mężów o cudnej urodzie upada jednak w konfrontacji z opisami ze Starego Testamentu. Jeszcze bardziej zaskakujące są dzieje anielskiej magii i kultu, które – jako kontrowersyjne – bywały przez Kościół tuszowane…
Aniołowie wyklęci – ojcowie olbrzymów
Istoty odpowiadające współczesnej definicji anioła występowały w wielu religiach starożytnego Wschodu, z których czerpała tradycja judeochrześcijańska. Aniołowie Stróże istnieli już w wierzeniach Sumerów (jeden z zachowanych tekstów nazywa boginię Nidabę ich królową). W bezcielesne i nadrzędne wobec człowieka istoty wierzyli też Akadyjczycy, Chaldejczycy oraz antyczni Grecy. Wyróżnienie aniołów na tle demonów i innych eterycznych istot nie było łatwe, toteż św. Augustyn (354-430) stworzył obowiązującą do dziś definicję, iż anioł to nie oddzielna kategoria bytu, lecz duch ze specjalnym zadaniem od Boga.
Rozbudowana wiara w anioły istniała też u Izraelitów, czego ślady zachowały się w Starym Testamencie, Talmudzie i Kabale. Biblijni aniołowie uważani byli za posłańców od Boga i dowódców jego armii (jeden z nich miał zniszczyć wojsko asyryjskiego króla Sennacheryba). Mogły przypominać ludzi, choć niektóre – jak cheruby widziane przez Ezechiela – miały po dwie pary twarzy i skrzydeł. Stary Testament nie określa jednak, skąd wzięli się aniołowie i wymienia imiennie tylko dwóch w z nich – Gabriela i Michała.
Kabała – żydowska tradycja mistyczna, zawarta m.in. w księdze „Zohar” – spisanym w średniowieczu komentarzu do Tory, pokazuje inne oblicze obcowania z aniołami. Wspomina, że każdy człowiek ma przy sobie dwóch spośród nich – dobrego i złego. Dzieli ona także anioły na różne kategorie i hierarchie, przypisując każdemu określone zadania. Aniołowie mieli ponadto znać przyszłość ludzkości i być może dlatego kabalistyczna tradycja zabraniała poznawania wiedzy o nich osobom młodym, gdyż miało to prowadzić do utraty zmysłów. Nie wolno było również oddawać im czci.
Za dowód na „cenzurę” anielskiego wizerunku przez Kościół wiele osób uznaje odrzuconą z kanonu Biblii „Księgę Henocha”, opisującą losy patriarchy („siódmego po Adamie”), który – zgodnie z relacją w „Księdze Rodzaju” – nie umarł, lecz został cieleśnie „zabrany przez Boga” w wieku 365 lat. Zdaniem biblistów, księga jest zbiorem tekstów powstałych między IV a końcem I stulecia przed Chrystusem. Główne kościoły uznają ją za apokryf, prawdopodobnie ze względu na zbytnią kontrowersyjność (weszła ona jednak do kanonu Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego).
„Księga Henocha” była znana pierwszym chrześcijanom i znaleziono ją w kolekcji słynnych zwojów znad Morza Martwego. Składa się z pięciu części, z których najbardziej niezwykła jest pierwsza, zwana „Księgą Obserwatorów”. Opisuje ona poznane przez Henocha dzieje Grigori (aram. iyr) – upadłych aniołów określanych „Obserwatorami”, którzy związali się z ludzkimi kobietami, płodząc wzmiankowanych w Genesis „synów Boga” – rasę mocarzy nefilim. Grupą 200 aniołów, jacy zbuntowali się przeciwko Bogu i zeszli na Ziemię dowodził Semjaza.
„Kobiety stały się brzemienne i wydały na świat potężnych olbrzymów mierzących trzysta łokci. Pożarli oni cały ludzki dorobek, a kiedy ludzie nie mogli ich więcej utrzymać, ci obrócili się przeciwko nim i ich pożarli. […] Potem olbrzymi zjadali siebie nawzajem i pili własną krew” – wspomina księga.
Ojcowie rasy olbrzymów przynieśli jednak ludziom wiedzę dającą impuls do rozwoju cywilizacji, o czym tak wspomina apokryf: „Azazel nauczył ludzi, jak kuć miecze i noże […], Semjaza nauczył zaklinania i ogrodnictwa, Armaros – odczyniania uroków, Barachiel – astrologii, Kokabiel – rozpoznawania konstelacji, Ezekiel – wiedzy o chmurach, Arakiel – wiedzy o znakach ziemskich, Szamsiel nauczał o znakach na Słońcu, a Sariel o księżycowych cyklach”.
Kresem Grigori był potop i zesłanie przeciwko nim archaniołów, którzy wzniecili między nimi konflikt, zniszczyli ich potomstwo, dzieło i zatarli po nich pamięć. Ta przedziwna, ale i bardzo szczegółowa relacja skłoniła wielu do innego spojrzenia na biblijną angelologię. Pojawiły się nawet teorie wiążące Obserwatorów z obcymi astronautami, którzy skrzesali iskry do rozwoju rodzaju ludzkiego i cywilizacji…
Dziwne życie Johna Dee i język aniołów
Kiedy w 1453 r. Turcy zdobyli Konstantynopol, ewakuujący się z podbitych przez islam terytoriów uczeni przywozili do Zachodniej Europy księgi naukowe i magiczne. Tą drogą trafił do Włoch zbiór traktatów „Corpus Hermeticum”, który w 1463 r. został przetłumaczony z greki przez Marsilio Ficino (1433-99) – humanistę i kierownika Akademii florenckiej, dając początek trwającemu dekady trendowi na studiowanie nauk tajemnych. Białą i czarną magią oraz innymi dziedzinami okultystycznymi parały się najtęższe umysły renesansu. Choć najpopularniejsze były astrologia i alchemia, niektórzy magowie-kabaliści próbowali kontaktu z bytami demonicznymi i anielskimi. Rad, jak je przywoływać, udzielał w swoich pismach m.in. słynny niemiecki mag – Heinrich Cornelius Agrippa (1486-1535).
Najbardziej znaną i dziwaczną postacią na tym polu był jednak John Dee (1527-1609) – angielski matematyk, optyk, a także doradca i nadworny astrolog Elżbiety I (1533-1603). Dee – bez wątpienia jeden z najświatlejszych ludzi epoki – w dojrzałym wieku porzucił nauki ścisłe na rzecz komunikacji z aniołami. Twierdził, że dzięki temu spisał ich język zwany „enochiańskim”, który miał umożliwić mu poznanie tajemnic zawartych we wspomnianej „Księdze Henocha”.
Ten żarliwy chrześcijanin, a także współautor planu angielskich podbojów kolonialnych, po 50 roku życia zaszył się w swej posiadłości w podlondyńskim Mortlake, oddając się krystalomancji – sztuce okultystycznej wykorzystującej kryształy do celów wieszczych. W 1581 r. po raz pierwszy zobaczył dzięki nim postać anioła Uriela, a rok później miał otrzymać od niego specjalny „przedmiot” umożliwiający kontakt ze światem nadprzyrodzonym.
„Dnia 21 listopada 1582 r., kiedy byłem zatopiony w rozmyślaniach i modlitwie, nagle koło mojego muzeum zajaśniało rażącym blaskiem i wśród tego blasku zjawił się przede mną anioł” – pisał. „Na jego widok przerażenie odjęło mi mowę, lecz anioł, uśmiechnąwszy się łaskawie, podał mi kryształ o wypukłym kształcie i powiedział, że jeśli zapragnę rozmawiać z duchami, muszę silnie się w niego wpatrywać, a one ukażą mi się i odsłonią tajemnice przyszłości”.
Uczony wiedział, że do komunikacji z istotami z innego wymiaru potrzebuje pomocnika – dobrego medium, które będzie szybko wpadać w trans. Odnalazł go w postaci Edwarda Kelleya (1555-97) – człowieka o bardzo niepewnej przeszłości, z którym zamykał się w niedostępnej sali odprawiając tajemne seanse. Jak precyzował doc. Roman Bugaj (1922-2009) – najwybitniejszy polski historyk okultyzmu, kryształ od Uriela ustawiony był w „domowej kaplicy” Johna Dee, na postumencie zwanym „stołem Boga”, który pokrywały magiczne znaki (co ciekawe, oba te przedmioty zachowały się do dziś).
Najdziwniejsze było jednak to, że aniołowie porozumiewali się z mistrzem Dee w specjalnym języku, który nazywał on „enochiańskim”, „anielskim” albo „adamicznym” i którym mieli posługiwać się pierwsi ludzie. Przekazy w nim Kelley wypowiadał podczas seansów, a Dee spisywał je specjalnym pisanym od prawej do lewej alfabetem. Część z tych zapisków została zawarta w „Liber Loagaeth” („Księdze boskiej mowy”). Warto dodać, że partię adamicznego przesłania Kelley wypowiedział podczas pobytu pary magów w Krakowie w 1585 r.
W skład przekazów wchodziły tzw. zawołania enochiańskie, składające się z 19 kluczy, z których dwa służyły do przywoływania duchów, kilkanaście do kontrolowania sił przyrody, a ostatni do otwierania tzw. aethyrów – rodzaju map kosmosu. Pogrążony w transie Kelley miał wypowiadać anielskie słowa od tyłu, gdyż w formie oryginalnej miały zbyt wielką „moc”. Teksty te, publikowane wielokrotnie po śmierci obu magów, do dziś spowija otoczka tajemnicy, tym bardziej, że enochiańską mowę wykorzystał w „Biblii Szatana” Anton Szandor LaVey (1930-97), a jej studentem był także Aleister Crowley (1875-1947).
Specjaliści od języka, którzy badali enochiański, mieli jednak bardzo różne opinie. Donald Laycock (1936-88) – australijski lingwista, uznał, że jego cechy fonetyczne są charakterystyczne dla glosolalii – transowej mowy będącej zbitką przypadkowych słów i sylab (uznawaną przez niektórych chrześcijan za tzw. dar języków). Także koniugacja i inne cechy zbliżały ten język do angielskiego z elementami łaciny.
W przypadku Dee i Kelleya kabalistyczna przestroga o zgubnych skutkach kontaktu z aniołami okazała się trafna. Ok. 1589 r. przestali spisywać przekazy, gdyż stawały się coraz dziwaczniejsze (byty nakazały magom m.in. podzielić się wszystkim, łącznie z żonami). Po tym, jak rozstali się, Kelley kontynuował karierę jako alchemik, jednak nadużywszy cierpliwości cesarza Rudolfa II, został uwięziony na zamku w Moście, gdzie zmarł w 1597 r. Dee z kolei powrócił do rozgrabionego Mortlake. Przez kilkanaście lat sprawował dzięki królewskiemu wstawiennictwu stanowisko naczelnika koledżu, jednak nie mógł się w tym odnaleźć. Umarł w biedzie ok. 1609 r., przytłoczony opinią dziwaka i czarnoksiężnika.
Z aniołami jak widać wiąże się długa tradycja filozoficzna i okultystyczna, o której mówi się rzadko. Żywym dowodem na istnienie tajemnych kultów anielskich są z kolei jazydzi – niewielka grupa, prześladowana ostatnio przez irackich islamistów uznających ich religię za dzieło Szatana. Jazydzi wierzą bowiem w Anioła-Pawia (Melek Taus), który unicestwił piekło i któremu Allach przekazał władzę nad światem, bo sam przestał się nim zajmować…